Ludwika

Urodziła się i żyła w szarym monotonnym świecie. Mimo że nie była daltonistką, otaczała ją wyłącznie szarość. Wszystko wokół niej było smutne, banalne i bez urozmaicenia. Nawet jej imię- Ludwika było jakieś takie smętne i ponure. Marzyła o ciekawszym życiu i o lepszym, bardziej interesującym otoczeniu. Codziennie rano jadła kanapki z tym samym chlebem i z tym samym masłem, następnie popijała je tą samą kawą. W swoim nudnym domu miała byle jaki telewizor, a w nim leciały same nudne programy. Od czasu do czasu dali jakiś serial, aby stworzyć widzom iluzję postępu. W swojej nudnej pracy miała same nudne obowiązki i powtarzała je w kółko, dzień po dniu. Jej farba do włosów też była banalna i nieciekawa, wszystkie koleżanki miały taką samą z braku alternatywy. Niekiedy miała ochotę czymś się wyróżnić, coś zmienić, ale nie miała takiej możliwości. Lubiła spacerować wieczorami wyobrażając sobie, że przeżywa fantastyczne przygody w swoim lepszym wcieleniu. Ogarniała ją przeogromna złość na myśl o tym, że nie może tak po prostu kupić jakiejś kolorowej farby i pomalować nią tych wszystkich szarych domów, urzędów, szpitali i sklepów.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

To był kolejny zwyczajny dzień, Ludwika jak zawsze szła do pracy w celu wypełnienia swoich zwyczajnych obowiązków. Nic nie zapowiadało zmian, Ludwika już chyba zapomniała nawet, co oznacza słowo "zmiana". Zauważyła kolejkę, co jej specjalnie nie zdziwiło. Wszakże kolejki to jeden z nieodłącznych elementów szarego krajobrazu. Spotykało się je na każdym kroku, zmieniał się tylko obiekt pożądania uczestników. "Za czym ta kolejka?"- spytała się osoby zajmującej miejsce na końcu. "Dokładnie nie wiem. Podobno zaczęli rozdawać kolory". Była w szoku. Rozdają kolory? Tak po prostu? Nie mogła w to uwierzyć, musiała jednak to sprawdzić. Ogarniająca ją ciekawość była niewyobrażalna, już dawno nic takiego nie odczuwała. Stanęła na końcu i cierpliwie czekała na swoją kolej. Była uczona cierpliwości i czekania na swoją kolej praktycznie od zawsze, także nie przysporzyło jej to większych trudności. Po pewnym czasie zauważyła, że ludzie czekający przed nią przechodzą przez jakieś drzwi w niedawno wybudowanym szarym murze i już stamtąd nie wracają. Trochę ją to przeraziło, ale ciekawość była silniejsza niż strach.


Po wielu godzinach czekania wreszcie nadeszła ta upragniona przez Ludwikę chwila- stanęła naprzeciwko drzwi. Przyjrzała im się dokładnie i wzięła głęboki oddech. Czuła, że ta chwila może zmienić całe jej życie. Zebrała się na odwagę, otworzyła drzwi i przeszła przez nie. Szła i szła bardzo długo, aż wreszcie dotarła do jakiegoś dziwnego miejsca. Człowiek z kolejki nie kłamał- tu wszędzie były kolory. Kolorowe budynki, kolorowe chodniki. Ba! Były nawet kolorowe rzeźby i piękne fontanny. Na ulicach rozdawali kolorowe baloniki, dzieci puszczały bańki mydlane mieniące się barwami tęczy. Zamiast zwykłego mokrego deszczu padał kolorowy brokat, a zamiast śniegu- cukier puder. Wieczorem na sklepach świeciły kolorowe neony, a w restauracjach z egzotycznym jedzeniem puszczali zagraniczne piosenki pop. 

Radość Ludwiki była nie do opisania. Całe życie marzyła o kolorowym świecie, o urozmaiceniu, o uginających się półkach w sklepach, o ogromnym wyborze programów w telewizji, o telefonie, który wszędzie można ze sobą zabierać, ładnych gazetach i o wielu innych ciekawych rzeczach. I wszystkie te rzeczy dostała w mgnieniu oka, ot tak. Wystarczyło tylko przejść przez drzwi. W tym pięknym kolorowym świecie było nawet takie dziwne coś, co jak się podłączyło do komputera, to można było porozumieć się z całym światem w jednej chwili. Mówiono na to "internet" lub w skrócie "net". Niektórzy nazywali to siecią, ale Ludwika nie wiedziała z jakiego powodu. Ryb przecież na to łowić nie można.

Pewnego dnia, gdy wracała z pracy, niespodziewanie znów ujrzała kolejkę. Była w szoku. Kolejka w tych pięknych kolorowych czasach? Niby za czym, po co, dlaczego? Przecież wszystko jest, można podziwiać poszczególne rzeczy we wszystkich kolorach tęczy, bez przerwy pojawia się mnóstwo nowych gadżetów. Zaciekawiona stanęła i spytała się ostatniego w kolejce, na co czekają. Odpowiedział, że czekają od godziny pierwszej w nocy na zapisy do lekarza. Zrobili nawet listę. Ten, kto teraz zdążył się wpisać, będzie mógł iść na wizytę już za pół roku. Ludwika słuchała z niedowierzaniem. Pomyślała, że ten człowiek to jakiś wariat. Przecież jak może nie być dostępu do lekarza specjalisty? Toć to czysty absurd! Po to są lekarze, aby leczyli pacjentów, na tym polega ich praca. Nocne kolejki, zapisy, wielomiesięczne czekanie? Co on opowiada? Ten człowiek faktycznie powinien się leczyć, ale raczej u psychiatry. Nie skomentowała tych jego absurdalnych wymysłów, bo nie miała ochoty na kłótnie. Rzuciła mu tylko na odchodne jakiś głupi tekst w stylu "tak bywa, nie ma lekko" czy może inny, kiedy się nie wie, co odpowiedzieć. Już nie pamięta aż tak dokładnie.

Innego dnia po powrocie z pracy postanowiła wybrać się na zakupy. Poszła więc w stronę dużego kolorowego centrum handlowego. Oczami wyobraźni widziała już te wszystkie piękne ubrania czekające na nią w pięknych sklepach, gdy nagle natknęła się na następną kolejkę. Przez głowę przemknęła jej myśl, że to może kolejna zbieranina wariatów. Przez ogonki z czasów szarości kompletnie ześwirowali i teraz sami je organizują, bo nie dociera do nich, iż zmienił się system. Ludwika stanęła i tradycyjnie spytała się ostatniego w ogonku, za czym tak stoją. Odpowiedział, że musi się zarejestrować jako osoba niemogąca znaleźć pracy. Spojrzała nań z niedowierzaniem. Jak to? Przecież praca zawsze jest, państwo ją zapewnia. Po to istnieje instytucja państwa, aby dbać o obywateli do niej należących i zapewnić im pracę. Państwo musi dbać o ludzi, inaczej po co miałoby w ogóle istnieć? Ten człowiek to kolejny wariat!

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Przez następne tygodnie Ludwika spotykała coraz więcej tego typu wariatów. Zaczęło się pojawiać coraz więcej nowych kolejek i coraz więcej ludzi w nich czekających. Poczuła się zaniepokojona. Przecież tak wielu ludzi nie mogło zidiocieć jednocześnie. Co się z nimi dzieje, co się dzieje w tym kolorowym świecie?

Pewnego razu, gdy weszła do swojego pokoju w pracy, było jakoś pusto. Nie było koleżanek, a na ich biurkach stały kwiaty. Zaniepokojona wyszła na korytarz. Ten również świecił pustkami. Epidemia czy co? A może wszyscy dostali wolne, a ona o tym zapomniała? W końcu po kilku minutach spotkała na korytarzu szefa. Spytała się go o powód nieobecności tak dużej liczby pracowników. Po raz pierwszy usłyszała wtedy pojęcie "redukcja etatów".

Tego samego dnia wybrała się na zakupy, aby poprawić sobie humor po dziwnym, samotnym dniu w pracy. Jednak szybko odkryła, że nawet one nie dają już jej radości. Miała dosyć tych upierdliwych przesłodkich ekspedientek wytresowanych jak małpy. Te ich przyklejone uśmiechy i wyuczone na pamięć teksty zaczęły ją doprowadzać do szału. Zaczęła tęsknić za nieuprzejmymi szarymi sprzedawczyniami, które przynajmniej były naturalne i nie zamęczały klienta namolnością. Nie miała również ochoty na nabywanie kolejnych ciuchów i gadżetów. Zdała sobie sprawę, że przynoszą one tylko chwilową radość, dziwne uczucie ukojenia momentalnego jak lekkie ukłucie igłą. Nie chciała tonąć w morzu kolejnych kolorowych rzeczy, którymi początkowo zachłysnęła się jak dziecko jedzące po raz pierwszy w życiu czekoladę.

Kilka miesięcy później zobaczyła swoje zwolnione koleżanki i kolegów. Stali w jednej z kolejek. Niektórzy z nich płakali. Nie wiedziała, jak się zachować. Nie widzieli jej, więc minęła ich i poszła dalej. To nie byli już jej przyjaciele. Nie dzielili już razem wspólnego pokoju, korytarza ani wspólnego świata. Teraz ona jest tu, a oni tam. Są kompletnie obcymi sobie ludźmi, żyją w dwóch różnych rzeczywistościach. I nie było to niczyją winą. Po prostu nie mieliby już o czym ze sobą rozmawiać, nie mieliby już czym się ze sobą dzielić. Tak wyszło, tak chciał los. Nie ona o tym zdecydowała.

Ludwika miała nieodparte wrażenie, iż z biegiem czasu kolejki zrobiły się jeszcze dłuższe. Zaczęła tęsknić za swoimi towarzyszami, których pochłonęła redukcja etatów. W pracy było teraz cicho, smutno i ponuro.  Czuła się okropnie samotna. Przerażała ją myśl, że nie ma do kogo gęby otworzyć. Na szczęście na myśli i uczucia nie miała zbyt wiele czasu, gdyż wskutek zwolnień musiała pracować za kilka osób do tego stopnia, że często zostawała po godzinach. Tak więc bardziej niż samotność dręczyło ją przemęczenie.

Pewnego razu wracając z pracy zauważyła spalonego człowieka na ulicy. Obok niego leżał kanister po benzynie. Przeraziła się. Pomyślała jednak, że to incydentalny przypadek. Później w domu, w jednej z nowych gazet poznała zupełnie nowe dla niej pojęcie: bezrobotny. Przeczytała również o kilku ludziach, którzy zamarzli w czasie mrozów, bo nie mieli za co opłacić ogrzewania. Inni z kolei podobno umarli z głodu, bo nie mieli za co kupić jedzenia. W aptekach pojawiły się "tańsze zamienniki" dla ludzi, których nie stać na normalne leki. Zaczęła się zastanawiać, czy ten kolorowy świat na pewno jest taki idealny, czy na pewno w takim świecie chciała żyć.

Po jakimś czasie zaczęły ją męczyć odblaskowe i głośne komunikaty dochodzące do niej zewsząd: kup, potrzebuj, nabądź, weź, skorzystaj z okazji, konsumuj, nie przegap. Restauracyjne piosenki pop zaczęły jej się wydawać kompletnie denne i płytkie, tworzone tylko dla zysku ich twórców, nie dla sztuki. Nowe kolorowe kanały w telewizji zaczęły ścigać się, kto mocniej i głębiej wejdzie w prywatne sprawy ludzi, który z nich pokaże więcej łez i krzyków. Zaczęła tęsknić za prostolinijnym szarym światem.

Lata mijały Ludwice bardzo szybko wśród sterty nowych akcesoriów. Musiały być nowe, albowiem w kolorowym świecie nie tolerowało się niczego starego. Stary znaczyło zły. Kiedy kupiło się komputer, po roku zaczynał się psuć, a czasem po prostu padał. I miał prawo, w końcu wg kolorowego licznika czasu był już stary. Nie obejmowała go tzw. gwarancja na sprzęt. I ten sprzęt miał obowiązek się psuć, nie było innej możliwości. Wszak rzeczy, które się nie psują, spowalniają kolorową gospodarkę. Musiały więc w kółko się psuć, aby zapewnić gospodarczy rozwój. Ludwika wiedziała więc, że kupując nowe gadżety nie może się do nich przywiązać. Przywiązywanie się jest pojęciem obcym i niepożądanym w nowym pięknym świecie. Cechą nowego świata jest płynność i bycie w ciągłym ruchu. Każdy musiał być w ruchu. Nie wolno było przywiązywać się ani do rzeczy ani do miejsc ani do ludzi. Przywiązywanie się było złe. Umiejętność nieprzywiązywania i nieprzyzwyczajania się nazywano "mobilnością". W tym świecie nic nie było stałe, stabilne, "na pewno", "na zawsze", była tylko płynność. Nawet mąż czy żona też nie byli "na pewno", gdyż modne stały się tzw. rozwody. Małżeństwo nie było już "na zawsze". Obietnice złożone drugiej osobie nie miały już żadnego znaczenia. Były tylko pustymi słowami, które musiały ustąpić płynności i nowoczesności. Ktoś, kto przywiązywał się do swojego domu, magnetofonu, telewizora, miejsca pracy czy drugiego człowieka, był po prostu słaby. Sentymenty hamowały człowieka w dążeniu do postępu. Liczyła się tylko nowa cecha zwana mobilnością. To słowo idealnie oddawało charakter kolorowego świata. Ruch, płynność, dostosowywanie się, zero więzi- tak w skrócie można go opisać. Ludwika miała wrażenie, że ten świat był trochę jak balony rozdawane na ulicy lub bańki mydlane, którymi tak zachwycała się na początku- był piękny, ale pusty w środku i wszystko w nim łatwo odchodziło w zapomnienie tak, jakby nigdy nie istniało.  Rzeczywistość była tylko zbiorem poszczególnych iluzji rozłożonych w czasie. Liczyły się tylko chwilowe doznania, które następnie przeradzały się w potrzebę kolejnych chwilowych doznań.

Pewnego ranka, gdy Ludwika jak zwykle przyszła do pracy, w pokoju czekał na nią szef. Domyśliła się, o co chodzi. Już wiedziała, że podzieli los kolegów płaczących w kolejce. Wiedziała, że prędzej czy później musiało to nastąpić. W końcu praca też nie była "na pewno". W nowoczesnym świecie praca to luksus, dobro deficytowe. Państwu nie zależało, aby obywatel miał pracę, aby czuł się potrzebny i aby w ogóle był. Przecież nic się nie stanie, jeśli kraj będzie mniej zaludniony.

Ludwika wzięła swoje rzeczy z biurka i poszła w stronę domu. Po drodze zobaczyła kolejnego spalonego człowieka z kanistrem obok. Nie robiło to już na niej wrażenia, ostatnio wszędzie ich pełno. Nagle coś ją tknęło. Postawiła toboły na ziemi i zaczęła drapać paznokciami po murze jednego z budynków. Chciała rozdrapać tą całą kolorową farbę, coś się musiało się za nią kryć. Drapała i drapała aż do krwi. W pewnym momencie ujrzała chyba to, czego szukała. Pod tą całą paletą barw kryła się zwykła szarość. Nie mogła w to uwierzyć. Kopnęła rzeźbę stojącą nieopodal. Okazała się być wykonana z szarego papieru. Tylko pozowała na piękną i kolorową. Zrozumiała, już wiedziała. Nowy świat powstał na fundamentach szarości, tylko nikt nie chce się do tego przyznać. Szarość została okryta wielowymiarową sztucznością i udaje coś zupełnie nowego. Nowi przywódcy chcieli wymazać pamięć o szarym świecie i stworzyć wrażenie, że zbudowali rzeczywistość od podstaw, że stworzyli obywatelom zupełnie nowe miejsce. Hipokryci.

Usiadła na chodniku opierając się o ścianę jednego z budynków. Wokół niej walały się kolorowe ulotki namawiające do przyjścia, spróbowania, kupienia. Przekonywały, że tylko u nich, tylko teraz. Ktoś bez przerwy wrzeszczał przez megafon zainstalowany nieopodal: "wejdź do nas, u nas najlepiej, najtaniej i najszybciej!". Tęskniła, okropnie tęskniła. Tęskniła za prawdziwością szarego świata, za poczuciem bezpieczeństwa, jakie jej zapewniał. Potrzebowała czegoś stabilnego, czegoś "na pewno". Spojrzała w górę. Na ogromnym telebimie jeden z przywódców głośno obrażał i wyśmiewał szary świat. Oskarżał go o szarość.

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy