Pani Keimfrei

Pozornie była normalna. Było jednak coś, co wyróżniało ją w tłumie. Coś niby błahego, ale jednak na tyle silnego, aby zadecydować o jej głębokiej nienormalności. Tym czymś był ogromny strach. Od zawsze się bała. Od zawsze bała się zarazków, tych małych podstępnych zabójców. Zarazki atakowały ze wszystkich stron i czyhały w każdym zakamarku tego świata. Nie było przed nimi ucieczki, mogła jedynie starać się nie mieć z nimi styczności i jak najczęściej pozbywać się ich z siebie. Tak też czyniła. Najbardziej obrzydzały ją przyciski przy przejściach dla pieszych i w autobusach. Robiło jej się niedobrze na samą myśl o tym, ile mikrobów na nich bytuje, ilu brudnych ludzi ich dotyka. Starała się więc nie dotykać tych obrzydliwych przycisków, czekała aż zrobi to ktoś inny. Jeżeli akurat nikogo w pobliżu nie było, to wyciągała chusteczkę higieniczną, usiłowała powstrzymać odruch wymiotny, włączała przycisk przez chusteczkę, po czym szybko ją wyrzucała. Ktoś, kto wymyślił te niehigieniczne przyciski, to chyba chciał zdziesiątkować ludzkość.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Obrzydzały ją także poręcze na schodach, poręcze w autobusach i klamki. To prawdziwe wylęgarnie małych ohydnych morderców. Kiedy wymagała tego sytuacja, to ich dotykała, ale zaraz po tym dezynfekowała ręce żelem antybakteryjnym lub myła je, kiedy była taka możliwość. Myła je zawsze dwa razy, gdyż za pierwszym razem mogła nie spłukać z nich wszystkich zarazków. Po powrocie do domu myła ręce cztery razy, żeby skutecznie pozbyć się z nich wszystkiego z zewnątrz. Obcinała na krótko paznokcie, żeby zarazki nie gromadziły się pod nimi. Codziennie myła włosy, gdyż były one najbardziej podatne na skażone powietrze, poza tym niechcący mogła ich dotknąć brudnymi rękami. W sklepie samoobsługowym nie kupowała nigdy produktów, które stały jako pierwsze, na wierzchu. Były obmacywane i obchuchiwane przez multum ludzi. Dlatego zawsze sięgała po produkty położone głębiej, w dalszej kolejności. Codziennie wpuszczała sobie krople nawilżające do oczu, aby lepiej radziły sobie one ze skażonym powietrzem i pyłami w nim występującymi. Oczywiście przyjmowała codziennie suplementy diety wzmacniające odporność, ponieważ, jak wiadomo, odporny organizm lepiej się broni przed wszechobecnymi mikrobami. Co parę tygodni dezynfekowała swój telefon oraz klamkę w drzwiach wejściowych do domu wacikiem nasączonym spirytusem salicylowym, przecież syfu było tam od groma. Nie obchodziło jej, co o tym wszystkim pomyślą sobie inni ludzie, niech sobie myślą, co chcą. Jeżeli zauważyli jej rytuały, to być może naśmiewali się z niej lub pukali w czoło, ale jak będą zdychać na jakąś zarazę, to na pewno przyznają jej rację.


Nienawidziła również bezpośredniego kontaktu z innymi ludźmi. Nie podawała ręki, a jak była już do tego zmuszona, to jak najszybciej ją myła. Poza tym nie dawała gryza ani łyka, nie mogłaby niczego przełknąć po kimś. Jak pomyślała o cudzej ślinie na swoim jedzeniu, to już wolała je wyrzucić. Nie pożyczała nikomu swojej szczotki do włosów ani szminki. Nienawidziła, jak ktoś ją poklepywał. Wtedy od razu po przyjściu do domu wrzucała dotknięte ciuchy do prania. W domu na szczęście nie musiała już bać się zarazków, w końcu nikogo poza nią tam nie było. Dom był jej oazą spokoju, jej twierdzą, azylem, strefą bezstresową.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Pewnego dnia jak zwykle wracała do domu z siatkami pełnymi zakupów. Lubiła ten moment, kiedy wiedziała, że za chwilę będzie u siebie, bez tego całego zewnętrznego syfu. Tylko ona i jej bezpieczne schronienie. Nagle zauważyła bardzo dziwną rzecz. Drzwi wejściowe jej domu były otwarte. Przeraziła się. Czyżby ich nie zamknęła? Niemożliwe, zawsze zamyka. Sprawdza to przed wyjściem ciągnąc za klamkę osiem razy. Tak, aby nie było za dużo, a zarazem, aby mieć pewność, że zamknięte. Stanęła na chwilę bezradnie wpatrując się w owe drzwi, po czym powoli zaczęła iść w ich kierunku. Uchyliła je, weszła do środka i postawiła na podłodze siatki. Rozejrzała się po domu. Wszystko było porozwalane jak po huraganie. Przeżyła szok. Ktoś był na tyle okrutny, aby zburzyć cały jej świat. Nie chciała sprawdzać, czy coś zginęło czy nie. Nie to było dla niej najważniejsze. Po prostu ktoś w ohydny sposób zniszczył jej bezpieczną przystań, jej azyl. To nie była już strefa wolna od świata zewnętrznego.

No tak, teraz powinna zadzwonić na policję, kogoś powiadomić, powiedzieć o włamaniu, poprosić o pomoc. Było jednak coś, co ją przed tym powstrzymywało. Czuła się okropnie upokorzona, było jej wstyd z powodu tego, co się stało. Dręczyło ją poczucie winy. Zaczęła się zastanawiać, co zrobiła źle, co było nie tak. Do tej pory wydawało jej się, że nikogo nie prowokowała do naruszania jej przestrzeni, ale czy tak było w istocie? Może jednak coś zrobiła źle? To poniżające przyznać się przed światem, że zostało się tak brutalnie potraktowanym, ośmieszonym, upokorzonym. To tak, jakby ukazać przed ludźmi swoją wielką słabość. Być może usłyszałaby wiele przykrych słów. Będą mieli powód do tego, żeby kpić, drwić, szydzić, śmiać się z niej- tej głupiej, która dała włamywaczom wejść do siebie i naruszyć swoją przestrzeń. Może nawet czymś ich sprowokowała. Na pewno czymś ich sprowokowała, skoro włamali się właśnie do niej. Sama sobie była winna.

Nie chciała, by ktoś przeszukiwał jej dom w celu zbierania śladów, poznawał wszystkie zakamarki jej duszy, wszystkie tajemnice, wchodził brutalnie w jej przestrzeń, w jej własny sterylny świat. Nie mogła na to pozwolić, to by było kolejne niewyobrażalne upokorzenie. Nie chciała rozgłaszać tego, co ją spotkało. Po dłuższej chwili wahania zamknęła za sobą drzwi na obydwa zamki, po czym schowała klucze do kieszeni. Podjęła decyzję. Bardzo trudną decyzję, ale w zaistniałej sytuacji najlepszą z możliwych. Nie mogła nikomu powiedzieć o tym, co się stało, a zarazem nie chciała, aby to się powtórzyło. Tak więc już nigdy więcej nie opuści swojego bezpiecznego schronienia. Będzie go pilnować przez cały czas. Nikt już nie naruszy jej  osobistej przestrzeni, gdyż ona będzie jej bronić non stop. Nie da już nikomu jej zawłaszczyć.

Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Od teraz będzie to jej jedyna forma kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie czuła tęsknoty ani żalu. Właściwie chyba nic już nie czuła.

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy