Śniąca

Odkąd sięga pamięcią, każdej nocy prześladował ją w kółko ten sam sen. Miała zawsze ten jeden sen i żadnych innych. Gdy była dzieckiem, myślała, że to normalne i że każdy śni ciągle tak samo. Jednak z biegiem czasu, im więcej rozmawiała z ludźmi, tym bardziej przekonywała się, że jej przypadek jest odosobniony. A więc ludzie każdej nocy mają inne sny... - jak to tak? Czy tak w ogóle można?
Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Co noc powtarzał się dokładnie taki sam schemat: kładła się spać, przykładała głowę do poduszki, wtulała się w mięciutką kołdrę i... przychodził sen, zawsze ten sam.

Była w swoim pokoju i rozwiązywała na łóżku krzyżówkę - za każdym razem tę samą. W pewnym momencie słyszała potworny krzyk - każdej nocy ten sam. Wstawała, kładła krzyżówkę i długopis na biurku, po czym wychodziła sprawdzić, co się dzieje - nie mogła nie wyjść, musiała sprawdzić.


Wychodziła z pokoju i za każdym razem znajdowała się nagle w jakimś długim wąskim korytarzu ozdobionym na czerwono. Szła i szła tym korytarzem, później wracała i znowu szła. Rozglądała się, lecz nigdzie nie było żadnych drzwi. Szła i biegła, szła i biegła, i nic - żadnych drzwi, żadnego wejścia, wyjścia donikąd. Sam pusty korytarz. 

Zawsze po jakimś czasie chciała wrócić do pokoju, ale nie mogła go znaleźć. Jakby znikał, rozpływał się w powietrzu. Nie zostawał po nim nawet ślad. Gdzie on jest, gdzie on jest? - pytała samą siebie za każdym razem. Nie znajdowała odpowiedzi na to pytanie.

Chodziła w tę i we w tę, biegała, kręciła się w kółko. Błądziła szukając czegokolwiek, co pozwoli jej wydostać się w jakieś inne miejsce. Ślad, niech to będzie chociaż ślad wyjścia, wejścia, przejścia - no czegoś, w końcu czegoś. Dlaczego tu nie ma żadnych drzwi, jak się stąd wydostać?

Zawsze w końcu zaczynała czuć się zmęczona tą bieganiną, więc zatrzymywała się i siadała na środku czerwonego korytarza. Na środku? Właściwie to nawet nie była pewna, czy to środek. Zdawało się jej, iż ten dziwny korytarz nie miał żadnego początku ani końca, tym bardziej ciężko więc mówić o jakimś środku. Można powiedzieć, że zatrzymywała się w pewnym niezidentyfikowanym punkcie korytarza.

Korytarza również niezidentyfikowanego, ale za to pustego - i owszem. Nie było nikogo, nic w nim nie było. Jak ona się tu w ogóle znalazła, skąd się tutaj nagle wzięła?

Coś było nie tak - wiedziała to, czuła to. Korytarz był zamknięty, jakby ktoś ją nim obudował, jakby zamknął ją w pułapce. Dlaczego? I kto? W jakim celu to zrobił?

Zawsze przypominała sobie wówczas o nierozwiązanej krzyżówce. Dlaczego przez tyle lat nie mogła jej rozwiązać? Co stało na przeszkodzie? Tyle lat i nadal nie mogła odnaleźć hasła - jakaś trudna ta krzyżówka, zapragnęła wreszcie wyśnić trochę łatwiejszą.

Jak się stąd wydostać? Nie miała pojęcia. Dobrze, że to tylko sen. Przerażające miejsce, wszystko przerażające, ale na szczęście to przecież tylko sen. W końcu się obudzi, musi.

Pewnego ranka popsuł się budzik, zaspała - wysiadły baterie czy tam coś. Był dzień, a ona wciąż spała i spała. Zrozumiała wtedy, że są też takie sny, które nigdy nie mają swojego końca. Nie znają granicy pomiędzy nocą a dniem.

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy