Klarysa

Była jedną z wielu kobiet żyjących w swoim mieście, na swoim osiedlu, na swojej ulicy, w swoim bloku. W każdej kolejce była tylko numerkiem, zajmowała chwilowo określone miejsce w szeregu. W każdym urzędzie była tylko ciągiem drobnych cyferek i byle jakim podpisem na byle jakim papierku. Kiedy szła ulicą, była jedną z wielu osób idących ulicą. Kiedy robiła zakupy, była jedną z wielu osób robiących w sklepie zakupy. Ot, zwykła proza życia.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Miasto się zmieniało, poddawało się bez walki bezwzględnemu procesowi urbanizacji. Osiedle sukcesywnie unowocześniało się chcąc podążyć za współczesnym zmechanizowanym światem. Ludzie dostosowywali się do tych przemian licząc na większe niż dotychczas wygody. Mimo tego całego postępu, mimo tych jakże ważnych zmian technologiczno-gospodarczych, w dalszym ciągu istniały numerki w kolejkach, ciągi cyfr i podpisy w urzędach oraz zakupy w pobliskich sklepach. Klarysa nadal była tylko jedną z wielu kobiet żyjących w swoim mieście, na swoim osiedlu, na swojej ulicy, w swoim bloku. Proza życia, tyle że poddana dygitalizacji.


Tak, to prawda - Klarysa była wyłącznie jedną z wielu. Była częścią tłumu. Jednak nikt, absolutnie nikt, nie wiedział na jej temat pewnej istotnej rzeczy. Nikt nie znał pewnego faktu, który skrzętnie ukrywała. Nikt nigdy nie poznał jej wielkiej, pilnie strzeżonej tajemnicy. 

Klarysa potrafiła zmieniać się w łabędzia. Pięknego białego łabędzia z długą smukłą szyją.

Odkryła w sobie tą niezwykłą umiejętność już we wczesnym dzieciństwie. Myślała, że wszyscy tak mają, ale na wszelki wypadek wolała nie ujawniać się ze swoim odkryciem. Kiedy była nastolatką, pewnego słonecznego dnia nad rzeką krzyknęła spontanicznie do swoich rodziców: mamo, tato, patrzcie na mnie, jestem łabędziem!, po czym przemieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednak rodzice byli chwilowo zajęci czymś innym i nie zwrócili na nią najmniejszej uwagi. Więcej już nie prezentowała się im w swojej ptasiej krasie.

Lubiła latać nad swoim ciągle zmieniającym się miastem i obserwować jego mieszkańców z lotu ptaka. Można by rzec, iż patrzyła na nich z góry, choć ona uważała, że "z dystansem" to bardziej adekwatne określenie. Tutaj, pomiędzy chmurami, wszystko wydawało się zupełnie inne, codzienne poważne problemy zdawały się być błahostkami, nic nie znaczącymi drobnostkami bez znaczenia. Ludzie pędzili, ciągle gonili dokądś lub za czymś, ciągle się śpieszyli. Nie chcieli spóźnić się tutaj, nie chcieli spóźnić się tam. Właściwie to nawet urocze.

Obserwowała dzieci wyrywające się z objęć matek, alkoholików zataczających się po kilku głębszych, bezdomne psy szukające schronienia, koty wyłaniające się spod aut. Ktoś spotkał się z kimś, pogadali trochę, co słychać, co słychać, i każdy w swoją stronę. Nachalny akwizytor próbował komuś wcisnąć perfumy, niby po promocyjnej cenie, kilka naiwniaczek dało się nabrać. Ludzie chodzili i chodzili, udeptywali betonową przestrzeń pod swoimi stopami. Czy doszli tam, dokąd dojść chcieli? Czy dotarli tam, dokąd zmierzali? Tego Klarysa już nie wiedziała. Niektóre pytania pozostawały bez odpowiedzi, nawet dla pięknej łabędzicy.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Kiedy miała już dość obserwowania ludzkich zachowań, leciała nad rzekę. Lubiła ten niesamowity stan, kiedy woda unosiła ją tak bardzo lekko. To był dla Klarysy prawdziwy odpoczynek, płynęła z prądem i płynęła, a rzeka zdawała się nie mieć końca. Jej nurt przez chwilę był częścią życia Klarysy, łączył się z jej spokojnym miarowym oddechem. Klarysa prostowała wówczas swoją długą szyję czując się wyjątkowo piękna i dumna. Czuła, że istnieje i że stanowi część tego świata będąc po prostu sobą, kobietą-łabędzicą.

Niekiedy zastanawiała się, czy kiedyś znajdzie się ktoś, kto zaakceptuje ją całkowicie. Całkowicie... Jako człowieka i jako łabędzia. Zdawała sobie sprawę z faktu, iż znalezienie kogoś takiego będzie niełatwe, a może nawet niewykonalne. Nie szukała więc na siłę.

Pewnego dnia jak zawsze prowadziła swoje zwyczajne obserwacje ludzkich skupisk. Nagle zwróciła uwagę na jednego z osobników - wydawał się być inny niż reszta, miał niesamowicie głębokie spojrzenie. Nie patrzył pusto w bliżej nieokreślony punkt. Patrzył tak, jakby wiedział więcej od reszty, jakby miał w sobie więcej pokory wobec świata. Nie pędził, nie gonił za niczym, po prostu trwał i starał się cieszyć chwilą. Niewątpliwie był inny niż reszta, wyjątkowy.

Następnego dnia znowu był w tym samym miejscu, i następnego też. Po kilku tygodniach Klarysa postanowiła zaryzykować. Podeszła do niego jako człowiek, w swojej ludzkiej postaci. Tajemniczy osobnik od razu zwrócił na nią uwagę i posłał jej głębokie spojrzenie. Odwzajemniła je.

Stali przez chwilę w milczeniu uśmiechając się do siebie i trzymając się za ręce. Wciąż patrzyli sobie prosto w oczy, nie mogli oderwać od siebie wzroku. Słyszeli zgiełk i hałas wokół, ale nie zwracali nań uwagi. Pędzący ludzie mijali ich śpiesząc się dokądś lub może donikąd - to bez znaczenia. Ważna była tylko ta chwila, a ona nie wymagała pośpiechu.

- Kim jesteś? Chcę cię poznać.- rzekł tajemniczy osobnik.
- Jestem Klarysa.- odparła kobieta-łabędzica.
- Piękne imię.
- Pójdziesz ze mną nad rzekę?
- Oczywiście.

Opuścili hałaśliwą ulicę i udali się nad rzekę. Klarysa zdecydowała się już dłużej nie ukrywać przed swoim towarzyszem prawdy o sobie. Niech wreszcie ktoś ją pozna, niechaj ktoś godny dowie się, jaka jest naprawdę. Tak długo na to czekała!
- Jestem łabędziem.
- Co to znaczy?
Po krótkiej chwili wahania Klarysa przemieniła się w łabędzia i pokazała w pełnej krasie nowemu przyjacielowi. Czekała na jego reakcję, lecz on ciągle milczał oniemiały.
- Nic nie powiesz?- spytała w końcu.
W odpowiedzi usłyszała gromki śmiech, wredny śmiech. Czuła się głupio, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Ma tak zostać, zmienić się znów w człowieka czy jak? Dziwna sytuacja.
- To aż takie śmieszne?- zapytała spuszczając wzrok.
- Czy śmieszne? Toć to jaja jak berety!- chłopak niemal dusił się ze śmiechu, z oczu poleciały mu łzy rozbawienia- Kumple chyba mi w życiu nie uwierzą!
- Kumple? Jacy kumple? Zamierzasz o mnie rozpowiadać?- Klarysa była w szoku.
- A co? Może nie? Toć to takie jaja, że trzeba się z kimś pośmiać! 
- Ale przecież...- nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż jej towarzysz błyskawicznie wyjął pistolet i strzelił jej prosto w serce. Runęła na ziemię, krwawiła, wokół niej posypały się pióra.
- Kurwa, ale historia! Normalnie koń by się uśmiał! Takie dziwadła nie powinny żyć.- po tych słowach schował pistolet i odszedł w stronę hałaśliwej ulicy.

Krwawiła coraz mocniej, a nad nią tańczyły chmury. Jak zawsze. Pomyślała, że życie na świecie toczy się dalej - zarówno to łabędzie, jak i ludzkie. Tyle że od teraz już bez jej udziału. Przynajmniej odejdzie jako łabędź. Westchnęła, zamknęła oczy - i tak też się stało.

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy