Róża

Róża była wesołą, pogodną dziewczyną, życzliwie nastawioną do wszystkich i wszystkiego, co ją otaczało. Była niepoprawną optymistką, z uśmiechem witała każdy dzień. Radość przepełniała jej serce, a piękno tego świata niejednokrotnie zapierało jej dech w piersiach. Jak każda dwudziestolatka, czasami śmiała się z byle czego, a jej zachowanie nacechowane było pewną dozą naiwności. Wierzyła, że każdy człowiek jest dobry, tylko niektórzy nie umieją tej dobroci okazać lub po prostu nikt im do tej pory nie wskazał właściwej drogi. Są również tacy, którzy zwyczajnie pogubili się w życiu i wystarczyłoby jedynie wyciągnąć do nich pomocną dłoń, aby w ich szalonych sercach zagościł spokój. Najpierw zrozumieć, później osądzać - to była dewiza życiowa Róży, jej motto.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Lubiła podziwiać krajobrazy i uwieczniać je na zdjęciach. Nie, nie na fotografiach, na zwykłych zdjęciach. Ciągle miała byle jaki aparat, mimo że obiecała sobie, iż po maturze kupi sobie lepszy, taki dobrej jakości. Maturę zdała już ładnych kilka miesięcy temu, a aparatu jeszcze nie kupiła. Ma czas, zdąży, nie pali się. Zresztą była bardzo przywiązana do starego, mówiła na niego dziadek. Zakup nowego aparatu byłby swego rodzaju zdradą, a nawet porzuceniem. W duchu postanowiła, że zaopatrzy się w nowy dopiero wtedy, gdy dziadek odmówi posłuszeństwa.

Istniało kilka jej ulubionych szlaków spacerowych. Ulubionych? Ukochanych! Piękna pogoda, Róża i jej lichy aparat stanowili naprawdę zgrany tim. Oczywiście niekiedy spacerowała również w innych miejscach, ale zawsze następnego dnia wracała do tych "swoich". Tam czuła się najlepiej i tam wychodziły najpiękniejsze zdjęcia.



Poranki uwielbiała spędzać w parku. Miała "swoją" ławkę, na której zwykła przeglądać prasę. W końcu trzeba wiedzieć, co tam się na świecie dzieje. A nuż wojna wybuchnie, jakieś strajki nastaną, hiperinflacja, zmieni się system polityczny albo może nawet reżim polityczny, a ona nieświadoma dalej będzie fotografować kwiatki, jak gdyby nigdy nic.

Popołudniami zwykle piła kawę i jadła kawałek ciasta w położonej nieopodal domu kawiarni. No cóż, czasem trzeba sobie pozwolić na małe słabostki, bez nich życie straciłoby swój urok. Czymże jest dodatkowy centymetr w biodrach wobec tego zniewalającego smaku? Oczywiście niczym. Przecz z wszelkimi dietami! Ciasto czekoladowe - to jest dopiero to!

Wieczory służyły wyciszeniu i uporządkowaniu myśli. To był jej czas na uspokojenie się, jej chwila tylko dla siebie. Siedziała w fotelu przy lampce nocnej i wsłuchiwała się w spokojny rytm muzyki jazzowej. To przynosiło jej ukojenie. Niekiedy popijała czarną herbatę lub piwo. Albo dwa piwa. Wolno jej, w końcu jest pełnoletnia. Wspominała czasy szkolne, wakacje nad jeziorem, niedawno zdaną maturę i egzaminy na studia. Kurwa, ależ one były trudne! Niektóre pytania chyba wzięli z kosmosu. Żaden normalny uczniak po szkole średniej nie odpowiedziałby na co najmniej 1/3 z nich.

Niekiedy lubiła popatrzeć na budynek wymarzonej uczelni, na którą się nie dostała, i posiedzieć przed nim chwilę. Po co, w jakim celu? Ot tak, z sentymentu i żeby wyobrazić sobie alternatywną rzeczywistość ze sobą w roli absolwentki tejże uczelni. Gdy widziała wychodzących z budynku studentów, niesamowicie im zazdrościła. Są studentami tak wybitnej i prestiżowej uczelni, a ona nie. Ona została w tyle, za nimi. Co mogło pójść nie tak? Przecież tyle się uczyła, wydawało jej się, że umie tyle, ile potrzeba do zdania egzaminów wstępnych i pokonania reszty kandydatów. Owszem, wydawało jej się.

Róża jednak nie była z tych, co łatwo się poddają. Postanowiła, że przystąpi do egzaminów wstępnych w przyszłym roku. Już wie, jak one wyglądają, jest bardziej doświadczona i mądrzejsza. Skuteczniej się przygotuje. Tym razem na pewno jej się uda! Zostanie absolwentką tej wspaniałej uczelni, bo na to zasługuje i zawsze walczy do końca! Los wynagradza tych, którzy ciężko pracują i wytrwale dążą do wybranego celu.

Pewnego ranka jak zwykle siedziała na "swojej" ławce w parku i czytała gazetę. Pisali coś o tym, że jeden polityk oskarżył drugiego o populizm i demagogię. Normalka w tym kraju, nic nowego. Tutaj wszyscy politycy oskarżają jeden drugiego, mimo że przeważnie robią tak samo. No cóż, nie od dziś wiadomo, że złodziej zawsze najgłośniej krzyczy "łapać złodzieja!".

Zauważyła, że ptaki śpiewają dziś wyjątkowo pięknie. Lubiła słuchać śpiewu ptaków. Sama też od dziecka chciała nauczyć się śpiewać, ale jakoś do tej pory nie było okazji. Cóż, może kiedyś jeszcze będzie.

Lekturę i przemyślenia przerywał jej co chwilę wiatr. Był on na tyle silny, że aż przewracał kartki i rozwiewał jej gęste długie włosy. To dziwne, wczoraj w telewizyjnej pogodzie nie wspominali ani słowem o porywistym wietrze. Jak widać, nie zawsze trzeba dawać im wiarę. Mogła wziąć z domu frotkę do włosów, no trudno, teraz to już po ptokach.

W którymś momencie lekturę i przemyślenia przerwał jej nie tylko wiatr, ale także cień. A właściwie dwa cienie. Gdy podniosła głowę znad gazety, ujrzała nad sobą dwie wielkie postacie. Menele, świry, chuligani, policjanci? A może karki rozdające ulotki świadków Jehowy? Któż to może być?

"Różo, pozwól z nami"- powiedział w końcu jeden z nich. Skąd znał jej imię? Obydwaj patrzyli na nią tak jakoś dziwnie. Odłożyła gazetę na bok, odgarnęła włosy za uszy i posłusznie wstała nie pytając ich o nic. Mieli nad nią władzę, czuła to. To było coś takiego, że człowiek natychmiast wiedział, iż musi wykonywać ich polecenia. Charyzma? Nie, to nie to. Dominacja? Już bardziej. Czuła się przy nich jak wytresowany pies, którego zadaniem jest wykonywanie komend. Hau hau, Różo, hau hau! Róża była grzeczna, gdzie jest przysmak?

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Przysmaku nie było, był za to samochód, do którego oczywiście posłusznie wsiadła bez zadawania pytań. Wywieźli ją do wielkiego domu z napisem Dom Starców. Dom starców? Bez jaj! Co ona niby ma tu robić? Przecież nie składała tu żadnego CV w sprawie pracy. Ba! Nawet nie wiedziała o istnieniu tej konkretnej placówki, zobaczyła ją po raz pierwszy w życiu. Może robią tu jakieś prezentacje garnków, kołder czy czegoś tam jeszcze i dlatego przywożą ludzi z okolicznych miast. Hmmm... Ta hipoteza również nie trzymała się kupy, gdyż na takie spędy reklamowe zazwyczaj wysyłają zaproszenia lub namawiają telefonicznie. Raczej nie robią łapanek w środku dnia. Bez sensu.

Wypełniła jakieś formularze, nastawiała parafek i poszła do wskazanego przez recepcjonistkę pokoju. Ma tu zamieszkać? Jak to, z jakiej racji, dlaczego? To wszystko było jakieś chore.

Tak, zamieszkała w domu starców. Absurd, jakich mało. Utknęła na zadupiu w domu pełnym wapniaków. Wiele razy tłumaczyła lekarzowi, pielęgniarkom, recepcjonistkom i kucharkom, że ona tu nie pasuje, że przecież musi wrócić do siebie, ale oni tylko zbywali ją pobłażliwym uśmiechem. Co ten uśmiech miał oznaczać? Nie wiedziała.

Próbowała uciec, ale to okazało się niewykonalne. Wszystkie drzwi były zamknięte na cztery spusty, a w czasie wyjścia na dwór pensjonariusze byli non stop pilnowani przez personel. Każdy krok Róży był uważnie śledzony. Czuła na sobie spojrzenia tych wszystkich ludzi ubranych na biało. To było upokarzające.

Pewnego popołudnia nie wytrzymała. Po podwieczorku zaczęła demolować stołówkę, rzucać krzesłami, rozlewać na podłogę resztki kakao. Krzyczała, żeby ją stąd wypuścili, że ona tu nie pasuje, że przecież to dom starców, a ona jest młoda. Pielęgniarki próbowały ją uspokoić, ale jedna skończyła z podbitym okiem, a druga ze zwichniętą ręką i nadgryzionym uchem. Trzecią pielęgniarkę Róża kopnęła w brzuch tak mocno, że biedna aż zwymiotowała na podłogę zwijając się z bólu. Po chwili podbiegł lekarz, Róża spięła palce i podrapała go po twarzy aż do krwi. Drugiemu lekarzowi zadała cios z główki. Zemdlał. Personel chyba zrozumiał, że to już nie są żarty. Róża była wyjątkowo zdesperowana i zdeterminowana w walce o prawo opuszczenia tego miejsca. Zapanowała cisza, każdy znieruchomiał czekając na kolejny ruch przeciwnika. Personel i pacjenci vs Róża - kto wygra tę walkę?

"Tylko na tyle was stać?!? No dalej! Macie dla mnie jeszcze kogoś?!?"- Róża wzięła w dłonie widelce ze stolika obok. Wiedziała, że noże z tutejszej stołówki są zbyt tępe i nie mogą służyć do obrony. Widelce to lepszy wybór.
- Dlaczego nie chcesz tutaj być?- spytała zszokowana kucharka.
- Dlatego, że to jest dom starców, a ja jestem młoda. Mam 20 lat, jakbyście chcieli wiedzieć! Po co wy mnie tu trzymacie? Kasę macie z tego? Chodzi o jakieś machloje finansowe, przekręty?!?- Róża stawała się coraz bardziej zirytowana.
- My wszyscy mamy 20 lat...- wtrącił nieśmiało jeden z pensjonariuszy.
- Nie żartujcie sobie ze mnie! Chcę stąd wyjść!
- Naprawdę mamy po 20 lat...
- Ja niedawno zdałem maturę.- dodał drugi pensjonariusz łamiącym się głosem.
- Ja kilka miesięcy temu dostałem się na staż.- dodał kolejny.
- Ja wyszłam za mąż i urodziłam córkę, jest jeszcze taka malutka.
- Ja dopiero niedawno odebrałem dowód osobisty.
- Ja kilka lat temu byłem na koloniach z kolegami z klasy.
- Ja niedawno, na osiemnastce brata zapaliłam pierwszego papierosa.

Róża odłożyła widelce. Tak, to wszystko była prawda. Oni wszyscy mieli po 20 lat, mimo że ich twarze były poorane zmarszczkami, a ich włosy zdominowała siwizna. Mają po 20 lat i zawsze będą tyle mieli. Mimo że czas zmienił każdego z nich, w środku nadal pozostają sobą. Nadal są młodzi tak jak wtedy, gdy wychodzili podekscytowani z egzaminu dojrzałości, gdy przekraczali po raz pierwszy próg uczelni, gdy próbowali po raz pierwszy alkoholu. Gdy poznawali ten różnorodny świat i wszystko dziwiło ich tak, jakby powstało wczoraj. Jakby świat rodził się na nowo specjalnie dla nich. Jakby kłaniał się tylko im i uśmiechał do nich szczerze.

Patrzyła na nich w milczeniu i widziała dwudziestolatków nieśmiało lub śmiało wkraczających w dorosłość. Widziała tę delikatność w działaniu i naiwność wobec świata. Dostrzegała tą niewinną radość z każdego drobiazgu, spontaniczność podyktowaną nieskażoną wiarą w siebie i w ludzi. Wiedziała, że każdy z nich codziennie zadaje sobie pytania o to, co będzie dalej, jakie będzie jego życie i codziennie szuka odpowiedzi na te pytania. Szuka szczęścia bądź też wierzy, że szczęście tylko na chwilę ukryło się przed nim.

Obejrzała swoje włosy - całkiem siwe. Obejrzała swoje ręce - to ręce staruszki. Usłyszała, jak ktoś powiedział: "wreszcie zrozumiała".

W oczach Róży pojawiły się łzy. Spojrzała na sufit. Tak, to był sufit stołówki domu starców. Starców! A więc to już jest kres? A więc nic jej już nie czeka? Nie będzie studiować na wymarzonej uczelni, nie wyjedzie na wakacje do Hiszpanii, nie zdobędzie wymarzonej pracy, już nie będzie mieć gromadki dzieci? Jak to tak? Dlaczego? A co z dziadkiem? Przecież obiecała sobie, że nauczy się robić fotografie, a nie tylko zwykłe zdjęcia!

A śpiewanie? Już nie nauczy się śpiewać? Nie zostanie gwiazdą rocka, groźną metalówą, gotycką księżniczką, punkówą, diwą operową, niezależną alternatywną artystką? Nie będzie burzyć głosem murów? Co za niesprawiedliwość! Tak dużo pragnień, tak mało godzin na ich zaspokojenie. Nie warto planować, kiedy dni są szybsze od naszych myśli.

Spojrzała po raz kolejny na pensjonariuszy tego przybytku. Każdy z nich ukrywa swoje drobne marzenia. I każdy w głębi duszy ma nadzieję, że kiedyś te marzenia staną się rzeczywistością. Może jutro, może za miesiąc, może za rok, może za kilka, kilkanaście lat. Dokładnie nie wiadomo, ale kiedyś na pewno. Czas... Czym jest czas wobec woli życia?

Róża uśmiechnęła się sama do siebie, chociaż nie wiedziała z jakiego powodu.
- Co teraz zrobimy?- spytał ktoś z tłumu.
- Chodźmy na spacer. Znam piękne miejsce.

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy