Zuzanna i Olbrzym

Zuzanna była dziewczyną skromną, prostolinijną i nie wyróżniającą się niczym szczególnym. Zawsze szczera, zawsze uczciwa. Nie było w niej obłudy, zakłamania ani też chęci bycia w centrum uwagi. Nie oczekiwała od życia zbyt wiele, miała tylko jedno jedyne marzenie: chciała chociaż raz w życiu poczuć na skórze promienie słońca. Miała dość bladości, pragnęła dowiedzieć się, jak to jest być opaloną, nawet tak lekko. Niestety, liczyła się z tym, że jej skryte marzenie nigdy się nie ziści. Dlaczego? Nie, nie przez żadną chorobę skóry ani oczu. Przez zły typ karnacji też nie. Po prostu ciągle padał na nią cień - jego cień. Cień Olbrzyma.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Kim był Olbrzym? Nie wiadomo. Zuzanna sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Pojęcia nie miała, co to za jeden i skąd właściwie wziął się w jej życiu. Odkąd sięga pamięcią, on po prostu był i już. Zawsze tuż za nią, dosłownie krok za nią. Gdyby nie był taki wysoki, to zapewne czułaby jego oddech na swoich skulonych plecach. Zastanawiała się niejednokrotnie, czemu uwziął się akurat na nią i o co konkretnie mu chodzi. Pewnego dnia doszła do wniosku, że prawdopodobnie fascynuje go łupież na jej włosach. Może on jest jakimś fetyszystą, to by wyjaśniało całą sprawę. Zaczęła chodzić ze spuszczoną głową w nadziei, że zostawi ją w spokoju, jednakże nic to nie dało, on dalej był. Tak po prostu był.



Towarzyszył Zuzannie zawsze i wszędzie, niezależnie od pory dnia i pogody. Był z nią w domu, w ogrodzie, w szkole, w pracy, na plaży... - dosłownie wszędzie. Jego cień skutecznie zakrywał jej ciało przed blaskiem tego czegoś okrągłego i żółtego na niebie. Obserwowała z zazdrością, jak jej koleżanki zażywają kąpieli słonecznych i ogrzewają się w gorących promieniach słońca - ona tak nie mogła. Nigdy nie poczuła ciepła na swojej bladej skórze, czuła jedynie chłód. Przerażający chłód. Wiecznie było jej zimno, wiecznie była zmarznięta. Musiała łykać suplementy diety zawierające witaminę D, gdyż w wyniku nieprzebywania na słońcu miała owej witaminy stanowczo za mało w organizmie. Przeklęty Olbrzym! O co mu w ogóle chodzi? Dlaczego prześladuje właśnie ją? Niech znajdzie sobie ciekawsze zajęcie!

Najbardziej intrygujący był fakt, że Olbrzym cieszył się ogólną sympatią otoczenia. Ciotki i sąsiadki wręcz za nim przepadały. Był zawsze miły, kulturalny i uprzejmy, budził szacunek. Nie przeszedł obok, żeby nie powiedzieć dzień dobry. Oczywiście przechodził obok tylko wtedy, kiedy i Zuzanna przechodziła. Jakżeby inaczej?

Parę razy próbowała z nim porozmawiać, dowiedzieć się, dlaczego akurat ona. Chciała tylko poznać odpowiedź, nic więcej. Pragnęła zwyczajnie wiedzieć, jednak nic z tego nie wyszło. Za każdym razem, gdy odwracała się w jego stronę, jego już tam nie było. Był tuż za nią.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Próbowała omówić swój nietypowy problem z rodziną. Pytała mamę, pytała tatę, kim on właściwie jest i czego od niej chce. Odpowiadali ze śmiechem, że przecież to Gordon i że będzie przy niej zawsze. Dociekała więc, z jakiego powodu ma być przy niej zawsze. "Ależ kochanie, przecież ktoś musi być przy tobie na wypadek, gdybyś zemdlała albo potknęła się idąc po nierównym chodniku!" - brzmiała odpowiedź.

Nie mogła tego wszystkiego pojąć, to było dla niej kompletnie niezrozumiałe. Przecież inni też czasem mdleją i tracą równowagę chodząc po nierównych chodnikach, a mimo to mogą normalnie wyjść na słońce i nikt się za nimi nie szwenda. Dlaczego właśnie ona ma żyć ciągle w cieniu jakiegoś kompletnie obcego wielkoluda? Przecież to chore!

Któregoś dnia zaczęła tracić cierpliwość. Tak bardzo pragnęła odrobiny prywatności, intymności, jakiegoś malutkiego skrawka podłogi - tylko dla siebie. Pragnęła mieć swój własny kąt - swój i tylko swój. Potrzebowała przestrzeni, choćby mikroskopijnej - jakiejkolwiek. Miała ochotę krzyczeć, rzucać talerzami, robić siermiężne pajacyki, skakać jak piłka i sikać przez dziurkę od klucza. Miała chęć na dziki wyuzdany seks, na obżeranie się ciastkami w środku nocy, na śpiewanie do własnoręcznie niedosmażonego kotleta, na wiele rzeczy, które należą do spraw osobistych. Czemu zawsze musi się liczyć z tym, że ktoś patrzy, że ktoś ciągle jest? Tak bardzo chciała odetchnąć pełną piersią, poczuć pełnię życia. I doświadczyć ciepła promieni słońca na swojej bladej skórze.

Podjęła decyzję - Olbrzym musi zniknąć. Definitywnie i ostatecznie.

No tak, postanowić było łatwo, ale jak wcielić tak szalony pomysł w życie? Jak konkretnie pozbyć się tego całego Gordona? Potrzebny był naprawdę dobry plan.

Po kilku dniach, poświęconych na analizowanie i obmyślanie szczegółów, zaczęła wreszcie coś robić. Zaopatrzyła się w siekierę, wielką i niezmiernie ostrą. Miała tylko jedną jedyną szansę i nie mogła jej zmarnować, musiała dobrze ją wykorzystać. Tego poranka padał obfity deszcz, ale to jej w ogóle nie przeszkadzało. Na miejsce uwolnienia się wybrała jakąś boczną obskurną uliczkę, której każdy normalny człowiek unika jak ognia. Ustała w miejscu, chwyciła mocno siekierę i poprzyglądała się jej dłuższą chwilę. Następnie zaczęła działać - teraz albo nigdy! Z całej siły rzuciła siekierę za siebie tak, aby trafiła w ogromną głowę Olbrzyma. I trafiła, udało się! Była wolna, wreszcie była wolna! Nie mogła w to uwierzyć. Zaczęła krzyczeć i śmiać się ze szczęścia. Machała długimi gęstymi włosami strzepując z nich krople deszczu. Tak, była wolna. Mogła być wreszcie sobą i doświadczyć prawdziwego szczęścia, wszystko przed nią.

Wyjęła siekierę z głowy Olbrzyma i odcięła mu ją, aby mieć pewność, że nie przeżyje. Następnie schowała siekierę i pojechała autobusem do innego miasta, żeby ją wyrzucić. Musiała pozbyć się dowodu swej, bądź co bądź, haniebnej zbrodni. Wieczorem wróciła do domu, sama i wolna. Cóż za piękne uczucie.

Następnego dnia Zuzanna wstała i przeciągnęła się z uśmiechem na twarzy. Tak, wreszcie zaczęła się uśmiechać. Od jakichś dwudziestu godzin była bardzo szczęśliwym człowiekiem. Spała nago - a co, teraz już jej wolno! Mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że zauważyła, iż bardzo lubi spać nago, to niezwykle przyjemny sposób wypoczynku nocnego. Odsłoniła rolety - okazało się, że świeci słońce. Idealna aura! Czego chcieć więcej? Nie wahając się ani chwili założyła skąpe ubranie i wyszła na dwór.

Słońce było bardzo... ciepłe. I przyjemne. Tak, przyjemne, tylko takie jakieś parzące. Po chwili zauważyła na swej skórze ogromne bąble. Zaczęły swędzieć i piec niemiłosiernie. Upadła, zawyła z bólu. Wokół zebrali się ludzie. Do Zuzanny docierały strzępki rozmów: "no tak, nieprzyzwyczajona do słońca", "oj, Zuza, Zuza, gdzie masz swojego bodyguarda?", "gdyby ją wcześniej wyprowadzali na słońce, nie skończyłaby tak marnie", "nie wołajcie karetki, i tak już po niej". Czy to im tak ładnie Olbrzym mówił dzień dobry? Tak, to chyba im. Teraz ci wszyscy mili ludzie spisali ją na straty, więc może faktycznie już po niej. Czuła, że cała płonie. Pali się, pali się! Spokojnie, to tylko ja.

Zatęskniła za Olbrzymem. Zatęskniła? O nie, za nim nie można tęsknić! W sumie za słońcem również nie będzie tęsknić. Dokądkolwiek się teraz udaje.

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy