Masza

Była zupełnie normalna, a przynajmniej tak jej się wydawało. Miała wrażenie, iż jej zachowanie nie odbiega od odgórnie przyjętych norm. Czuła się całkowicie zwyczajna i miała nadzieję, że taka jest w istocie. Robiła to, co inni, żyła tak, jak inni i starała się poprawnie funkcjonować w świecie, który zastała, a właściwie w świecie, który zastał ją. Na szczęście zawsze udawało jej się zdobywać aprobatę i spełniać oczekiwania otoczenia. Potrafiła dostosować się do środowiska i wtopić w tło niczym kameleon. Nie miała problemów z dopasowaniem się to tu, to tam. Postępowała tak, jak trzeba. Była wzorową uczennicą, pracownicą, córką, siostrą i sąsiadką. Ze wszystkich ról społecznych wywiązywała się doskonale. Czuła się produktywnym członkiem społeczeństwa i żyła w symbiozie z otaczającą ją rzeczywistością.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Któregoś wieczoru jak zwykle wracała z pracy, kiedy nagle zaczęła mieć przeczucie, że ktoś za nią idzie. Poczuła się zaniepokojona. Przyśpieszyła kroku i mocniej chwyciła torebkę. Nie odwracała się, nie patrzyła za siebie, po co kusić los. Nieznajomy nie odpuszczał, cały czas szedł za nią. Słyszała za sobą jego groźne kroki. W końcu dotarła na ruchliwą ulicę mając nadzieję, że tutaj prześladowca przestraszy się innych przechodniów, odejdzie i da jej spokój. Jednak tak się nie stało. On cały czas szedł za nią, nie była w stanie go zgubić. Bez przerwy czuła na sobie jego wzrok, słyszała, jak za nią idzie. W pewnej chwili zaczęła biec, on też. Najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić. Masza przeraziła się nie na żarty. Traf chciał, że gdy dobiegła do przystanku, zatrzymał się autobus. Wsiadła do niego, zajęła miejsce na siedzeniu i odetchnęła z ulgą. Upłynęło kilka minut, autobus minął już dwa przystanki, a Masza w tym czasie patrzyła się przez okno na tętniące życiem miasto. Zastanawiała się, dokąd ci ludzie tak się śpieszą, czemu tak pędzą bez zastanowienia, do czego dążą i kim w ogóle są.

W pewnym momencie odwróciła się i zobaczyła podejrzanie wyglądającego typa, który dziwnie się jej przyglądał. Nawet nie to, że przyglądał, co oka z niej nie spuszczał. Tak, to był on. To na pewno był on. Posunął się nawet do tego, że wsiadł za nią do autobusu. Co to za dziwak, czego od niej chce?

Wstała, stanęła przy drzwiach i szybko wysiadła na najbliższym przystanku. On wysiadł za nią. Zaczęła biec najszybciej, jak umiała. On pobiegł za nią. W pewnym momencie potknęła się i upadła, a nieznajomy do podszedł i chwycił ją za włosy.
- Kim jesteś, czego chcesz?!?- spytała.
- Jestem head hunterem, kolekcjonuję głowy.
- Po co ci głowy?
- Do kolekcji- prześladowca wyjął z kurtki tasak.
- Proszę, daruj mi życie...
- Wtedy stracę głowę do kolekcji- odpowiedział spokojnie prześladowca, po czym przyłożył tasak do szyi Maszy- Tak, ten rozmiar będzie idealny.
- Znajdę ci lepsze głowy, jeśli mnie wypuścisz.
Head hunter zupełnie zignorował słowa Maszy, spokojnie schował tasak i podniósł ją z chodnika.
- Wypuścisz mnie?- spytała.
- Nie- odparł bez cienia emocji związując jej nadgarstki sznurem.
- Dam ci wszystko, co zechcesz.
- Chcę tylko twojej głowy.
- Czemu nie zabijesz mnie tutaj?
- Nie zabijam na środku ulicy, przy świadkach- wziął ją za ramię i zaczął gdzieś prowadzić.
- Cóż za rozsądne podejście!
- Głupawa ironia nie uratuje ci życia.
Masza zaczęła płakać. Czuła, że jej dni są policzone. Chciała krzyczeć, ale coś ją powstrzymywało. Z powodu przeogromnego strachu czuła się zablokowana.

W końcu doszli do jakiegoś wielkiego starego opuszczonego budynku. Head hunter zamknął drzwi na kilka zamków i zaprowadził Maszę na górę, do jednego z pokoi. Odwiązał sznur z jej nadgarstków tłumacząc, że chce, aby głowa była lepiej ukrwiona. "Co za świr"- pomyślała Masza. Ów świr wziął do ręki tasak i już miał zamiar odciąć jej głowę, kiedy nagle do pokoju wszedł duży czarny pies. Head hunter wyraźnie zdenerwował się obecnością niespodziewanego gościa. "To znowu ty?!? Którędy ty tutaj włazisz?!?"- spytał, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Pies przez chwilę patrzył na niego, po czym zaczął ostrzegawczo warczeć. Head hunter odłożył tasak na podłogę i pokazał psu otwarte dłonie. Nagle Masza poczuła, że to jest jej szansa. Jeszcze nie wszystko stracone, może się uratować. Prześladowca jest bezbronny, a pies wyraźnie go nie lubi. To idealny moment na ucieczkę. Teraz albo nigdy! Kopnęła head huntera w twarz z całej siły i rzuciła się do ucieczki. Prześladowca po chwili bólu i zamroczenia wstał z podłogi i ruszył za nią. Ganiali się po całym domu, aż w końcu Masza trafiła do drzwi. Próbowała je otworzyć, ale nadaremnie. Pomyślała o tym, aby wyskoczyć przez okno, niestety w tejże chwili dogonił ją head hunter. "Te okna są narysowane, nigdzie przez nie nie uciekniesz"- rzekł jakby czytając w jej myślach. Masza w panice zaczęła ciągnąć za klamkę w drzwiach. Prześladowca do niej podszedł i chwycił ją za ręce, jednak Masza wyrwała się i podrapała go po twarzy. Szamotali się i walczyli przez ładnych parę minut, aż w końcu head hunter uderzył Maszę pięścią w twarz i dziewczyna upadła na podłogę. Straciła nadzieję na uratowanie życia, pomyślała, że jednak faktycznie jej dni są policzone. "Już po tobie!"- krzyknął morderca tak, jakby chciał potwierdzić jej przeczucia. Masza pogodziła się już ze swoim przeznaczeniem, lecz niespodziewanie znowu zjawił się pies i rzucił się z zębami na mordercę. Korzystając z okazji dziewczyna wstała i zaczęła szukać drogi ucieczki. Drzwi odpadały- pozamykane na cztery spusty, okna- faktycznie, narysowane. Co robić, co robić, dokąd biec, którędy uciekać? Pomyślała, że może w innych pomieszczeniach jest coś, co ją uratuje, coś, co pomoże jej wydostać się z tego okropnego miejsca. Zaczęła biegać od pokoju do pokoju, aż w końcu trafiła do kuchni. Zauważyła dużą białą lodówkę. Tak, to będzie idealna kryjówka. W ucieczce wprawdzie nie pomoże, ale za to pozwoli schować się na jakiś czas przed head hunterem. W tym momencie Masza nie bała się zimna, była szczęśliwa, że żyje. Weszła do lodówki i zamknęła drzwi od wewnątrz.

Obudziła się w ciasnym ciemnym nieprzyjaznym czymś. Jak się tu znalazła, co to w ogóle jest? Strasznie bolało ją całe ciało, ale dlaczego? Po chwili sobie przypomniała, wszystko sobie przypomniała. Zwyczajny dzień w pracy, powrót i jakiś dziwny człowiek idący za nią. Head hunter, duży czarny pies, zamknięte drzwi, narysowane okna, no i lodówka. Tak, lodówka- to w niej musiała teraz być. Otworzyła drzwi i z pewną dozą niepewności wyszła z niej. Rozglądając się zauważyła góry śmieci oraz ponure ciemne niebo. O co tu chodzi, gdzie ona się znajduje, to jakieś wysypisko czy co? Mimo bólu całego ciała i zawrotów głowy zdołała przejść po śmieciach i wydostać się za bramę tegoż wysypiska. Szła powoli usiłując ustalić, gdzie w ogóle jest, co to za miejsce. Ten chodnik był jakiś dziwny, zrobiony chyba z jakiegoś nieznanego jej surowca. Jednak w sumie, co za różnica, to nie chodnik był najważniejszym przedmiotem jej rozważań. Musiała znaleźć jakikolwiek komisariat, aby powiadomić o tym, że ściga ją pojeb z tasakiem. W tamtej chwili właśnie to stanowiło dla niej priorytet.

Szła i szła bardzo długo, aż w końcu poczuła ogromne zmęczenie. Usiadła na dziwnym chodniku z nieznanego surowca i rozejrzała się wokół siebie. Co to w ogóle za okolica? Nie było tu zbyt przyjemnie. Ani jednego drzewka, ani jednego krzewu, ani jednego źdźbła trawy. Nie było żadnych znaków drogowych, nazw ulic, żadnych ptaków, zwierzaków czy też ludzi. Szła tyle czasu i nie spotkała ani jednego człowieka. Dziwaczne miejsce. Czyżby to był ten słynny Wąchock, o którym powstało tyle kawałów? Nie, to na pewno nie Wąchock. Jakim cudem miałaby się nagle znaleźć w Wąchocku?

Po krótkiej przerwie podniosła się i zaczęła iść dalej. Wreszcie doszła na jakieś osiedle. Rzuciły jej się w oczy drapacze chmur i zakład naprawy maszyn. Teraz musiała jedynie spytać się kogoś, jak dojść do najbliższego posterunku policji. Zauważyła jakąś postać z oddali, krzyknęła za nią: "Przepraszam, przepraszam" i podbiegła w jej kierunku. Owa postać zatrzymała się. Kiedy Masza do niej dobiegła, zorientowała się, że to nie człowiek, ale robot. Robot, który w dodatku dziwnie się jej przyglądał. Zapanowała niezręczna cisza. Nagle robot krzyknął na całe osiedle: "Czerwony alarm, człowiek!" i w tym momencie rozległ się dźwięk syreny. Z budynków zaczęły wychodzić inne roboty. Przerażona Masza natychmiast uciekła z powrotem na wysypisko. "Kurwa, co to miało być?"- pomyślała, kiedy już siedziała przy swojej lodówce. Coś ją tknęło, zaczęła szperać w śmieciach. Nie wiedziała dokładnie, czego ma szukać, ale czuła, że może znaleźć odpowiedź. Po kilkunastu minutach wygrzebała stare gazety. Przeczytała w nich, że kilka lat po jej zamknięciu w lodówce miała miejsce wielka wojna ludzi z maszynami. Późniejszych gazet już nie znalazła. Wywnioskowała, że maszyny wygrały.

Następnego dnia obudziła się i zaczęła zastanawiać, jak ma dalej żyć. Nie może ujawnić swojego człowieczeństwa, ponieważ natychmiast zostanie unicestwiona. Wszakże każda istota żywa, a w szczególności ta, która posiada przymioty człowieczeństwa, to największy wróg bezdusznej maszyny. Zatem co powinna teraz zrobić?

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Po kilku godzinach przemyśleń doszła do wniosku, że skoro była w stanie funkcjonować w "dawnym" społeczeństwie, to w obecnym też da radę, wystarczy się tylko trochę postarać. Nie ma takiej wspólnoty, do której nie można się dostosować. Postanowiła więc zostać robotem. Całymi dniami obserwowała z ukrycia społeczność robotów i poznawała ich zwyczaje. Uczyła się ich zachowań i hierarchii, jaka między nimi panuje. Przyzwyczajała swój organizm do picia oleju do maszyn, gdyż jedzenia dla ludzi po prostu już nie produkowano, nikt go nie potrzebował. Po roku takich intensywnych przygotowań zyskała pewność, że wreszcie nadszedł jej czas na to, aby się ujawnić przed światem. Nadała sobie imię M4801315/3102, zdobyła tytuł zawodowy robota wykwalifikowanego, przeszła przegląd techniczny i uzyskała certyfikat bezpieczeństwa. Była w stanie udawać maszynę, gdyż malowała swoją ludzką powłokę farbą o metalicznym kolorze. Po wielu staraniach i rozmowach kwalifikacyjnych zdobyła pracę w maszynowej korporacji.

Lata bardzo szybko mijały, M4801315/3102 znakomicie radziła sobie w pracy. Szefostwo ją chwaliło, koledzy uwielbiali, a jej pensja była na tyle wysoka, że mogła sobie pozwolić na duże mieszkanie w luksusowej korporacyjnej dzielnicy i picie najlepszych jakościowo olejów. Tylko raz o mało nie zaliczyła wpadki, ponieważ zacięła się papierem i poleciała jej krew. Na szczęście żadna z maszyn tego nie zauważyła. M4801315/3102 bardzo lubiła swoją pracę i cieszyła się, że może żyć wśród maszyn. Imponowały jej one swoją doskonałością, brakiem wad i słabości. Była na siebie zła za to, że jest tylko człowiekiem- tak niedoskonałym i słabym wytworem natury. Pragnęła stać się jedną z idealnych wspaniałych maszyn, technicznych wytworów inteligencji. Chciała być mechaniczna, twarda i silna.

Dzięki swojemu zaangażowaniu i ciężkiej pracy pewnego pięknego dnia dostała awans. Kiedy ją o tym poinformowano, była w siódmym niebie. Kusiło ją, żeby skakać, krzyczeć i śmiać się z radości, jednak wiedziała, że musi zachować powściągliwość. W końcu maszyny nie mają uczuć i nie odczuwają żadnych emocji. Przyjęła więc informację o awansie z grobową miną robota. Później okazało się, że jej nowe stanowisko będzie związane z zupełnie nowymi obowiązkami, do których należało między innymi ocenianie przydatności robotów pracujących w firmie i wysyłanie na złom tych, które się zużyły. Jako maszyna wypełniała powierzone zadanie znakomicie, jako człowiekowi było jej żal odsyłać na złom kolegów, z którymi pracowała latami. Ach, ta jej głupia ludzka część!

Pewnego razu, kiedy szła przez korytarz w firmie, niespodziewania zaszedł jej drogę kolega, z którym pracowała w pokoju przed erą awansu. Dziwnie się na nią patrzył, nie wiedziała, czego może od niej chcieć i o co mu chodzi. Nie mogła jednak dać po sobie poznać zdenerwowania, więc spokojnie spytała, co się stało. On w odpowiedzi wyjął igłę i ukłuł ją dosyć mocno. Wprawdzie z zewnątrz przypominała stuprocentową twardą maszynę, jednak tak naprawdę miała miękką skórę, jak każdy człowiek. Kolega spojrzał się na nią z satysfakcją i uśmiechnął się, ale lekko, gdyż robot mógł robić tylko niewielki zakres min. Zaczęła jej lecieć krew, a wtedy kolega krzyknął na całe biuro: "Czerwony alarm, człowiek!" i w tym momencie rozległ się dźwięk syreny. M4801315/3102 starała się zachować trzeźwość umysłu i pobiegła w szybkim tempie do swojego gabinetu. Miała szczęście, że był niedaleko. Wytarła szybko krew, nałożyła niewielki plaster na miejsce ukłucia i pomalowała owo miejsce farbą, którą trzymała w biurku, za papierami, tak na wszelki wypadek. Teraz właśnie ten wszelki wypadek się wydarzył. Wiedziała, że za chwilę do niej przyjdą, że będą się przyglądać, zadawać pytania. Jak to możliwe, że została zdemaskowana? Przecież starała się, jak mogła. Robiła wszystko, co w jej mocy. No tak, to musiało być tego dnia, kiedy zacięła się papierem i poleciała jej krew. On musiał to zauważyć i tylko czekał na odpowiednią chwilę, aż będzie mógł ją zdemaskować. Wredny robot? A to ci dopiero! Pewnie wydawało mu się, że M4801315/3102 nie wytrzyma i prędzej czy później zaliczy jakąś większą wpadkę, że sama się pogrąży. Skoro nic takiego się nie stało, to postanowił zadziałać sam. Nie wiedział jednak, z kim ma do czynienia. W końcu M4801315/3102 od zawsze potrafiła dostosować się do środowiska i wtopić w tło niczym kameleon. Przyszli do niej, to było do przewidzenia. Kolega z postawą zwycięzcy na nią wskazał. M4801315/3102 bez krztyny emocji powiedziała, że kolega poprzez fałszywe oskarżenia zwyczajnie stara się uniknąć wyrzucenia na złom, gdyż w dniu wczorajszym został poinformowany o tym, że podjęła takową decyzję w jego sprawie. Maszyny ochronne spojrzały na niego, spojrzały na nią, po czym podeszły do niego i wyjęły baterię powodując niedziałanie. Taka kara spotykała tutaj każdego, kto rzucał fałszywe oskarżenia o człowieczeństwo. Kiedy maszyny ochronne wyszły, M4801315/3102 odetchnęła z ulgą. Dla pewności przyjrzała się sobie dokładnie sprawdzając, czy na pewno odpowiednio wysmarowała się farbą. Tak, wszystko było w porządku. Nie mogła pozwolić na to, aby odebrano jej wszystko, co do tej pory osiągnęła jako maszyna. W głębi duszy czuła się maszyną, mimo że urodziła się jako człowiek. Czy ma być traktowana jako gorsza tylko z powodu organicznego pochodzenia?

Minęło kilkanaście lat, M4801315/3102 przyzwyczaiła się i zadomowiła na dobre w bezdusznym mechanicznym świecie. Postrzegała siebie jako maszynę zamkniętą w ludzkim ciele. Ciężko było dostrzec różnicę między nią a robotami. Była po prostu jedną z nich. Była częścią nowej mechanicznej rzeczywistości. Mimo to pewnego dnia, może z powodu tęsknoty, a może z powodu poszukiwania nowych wrażeń, zakradła się na osiedle, na którym mieszkała jako człowiek. Teraz robiło za muzeum, osiedle historyczne mające przypominać maszynom o zniewoleniu przez ludzi. Właściwie sama nie wiedziała, w jakim celu tam poszła. W mechanicznym świecie wszystko musi mieć swój cel, a ona idąc na osiedle tego celu nie miała. Ten brak celu wydał jej się bardzo niepokojący i zarazem bardzo ekscytujący. Weszła do swojego domu i poszła do swojego pokoju. Położyła się na swoim dawnym łóżku i przytuliła do misia z dzieciństwa. Zasnęła nie wiedząc nawet kiedy.

Obudziła się i spostrzegła, iż jest już ranek. Musiała śpieszyć się do pracy. Wysmarowała się szybko farbą i pobiegła, ile sił w stronę firmy. "Głupie żelastwa, nie mają nawet dnia przerwy!"- denerwowała się w duchu. Miała nadzieję, że nikt w korporacji nie zauważy, iż ma jakiś nastrój. W końcu roboty nie miewają nastrojów. Pewnie dlatego pokonały ludzi.

Tydzień później, nie wiedząc nawet czemu, ponownie zakradła się na swoje człowiecze osiedle. Tym razem postanowiła pospacerować jego ulicami. Ach, jak ona tęskniła za spacerami. Za zwyczajnymi, normalnymi spacerami. Maszyny nie spacerują, wszakże zostały stworzone tylko do pracy, do harówy. Nagle zauważyła jakiś plakat smętnie zwisający z jednego z budynków. Informował o zaginięciu Maszy. Jeżeli ktoś ją widział, zauważył, to proszony był o kontakt. Wybrano jej nawet ładne zdjęcie do tego plakatu. No tak, jako Masza była potrzebna i kochana. Teraz jest potrzebna jedynie jakiemuś durnemu systemowi, który nikomu nic dobrego nie dał. Na co komu banda bezdusznych plątanin kabli? Nagle zaczęła też tęsknić za normalnym, ludzkim jedzeniem. Teraz już nie było jedzenia, było paliwo do dalszego funkcjonowania.

Przez kilka kolejnych miesięcy chodziła do pracy jako M4801315/3102 i była doskonałą wspaniałą maszyną. Później znów pod wpływem impulsu poszła na swoje osiedle. Miała wrażenie, że ludzkie emocje do dziś w nim tętnią. Zaczęła się zastanawiać, jak czuli się jej bliscy, kiedy zaginęła, jak czuli się w czasie wojny, czy head hunter zabijał dalej czy został schwytany. W pewnym momencie zatrzymała się i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zza rogu wyłonił się duży czarny pies. Ten sam, który ją uratował. Patrzył na nią łagodnie i ulegle. Podszedł i zaczął domagać się głaskania, przyjaźnie machał ogonem. Pogłaskała go po głowie. "Zostaliśmy tylko my, piesku"- powiedziała do niego.

Poszła wraz z psem na wysypisko. Po drodze wyrzuciła farbę i tabliczkę identyfikacyjną ze swoją roboczą nazwą: "M4801315/3102". Nie potrzebowała już żadnych dziwnych nazw, nie musiała się wstydzić tego, kim jest. Wreszcie stanęli naprzeciwko lodówki. Masza i jej pies. Weszli do niej i zamknęli się od wewnątrz. Czekają na lepsze czasy.

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy