Samanta i Pan Nożownik

Był z nią chyba od zawsze. Chyba, bo pewności nie ma. A przynajmniej Samanta nie pamiętała czasów bez niego, więc wychodziła z założenia, że był z nią od zawsze. Pomagał jej i chronił przed złem, a konkretniej przed złymi ludźmi. Kiedy tylko czuł, że ktoś jej zagraża, od razu wyciągał nóż i atakował osobnika stanowiącego potencjalne zagrożenie. Przy nim nie musiała się bać, czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że  Nożownik zawsze ją ochroni. Jego nóż był tak ostry i długi, że bez problemu potrafił skutecznie zranić przeciwnika i wbić się w jego ciało. Nożownik nie miał litości dla nikogo, każda najdrobniejsza oznaka dezaprobaty wobec Samanty sprawiała, że jego nóż dawał o sobie znać. Nie mogło być mowy o żadnym ataku na jego księżniczkę. Każdy, kto mógł być dla niej niebezpieczny, musiał zostać natychmiast zlikwidowany, usunięty z jej przestrzeni. Przeważnie wystarczyło takiego niebezpiecznego osobnika postraszyć i zranić w paluszek, aby sam uciekł, gdzie pieprz rośnie. Widok paru kropelek krwi na swojej skórze zazwyczaj zamieniał każdego wielkiego odważnego bohatera w tchórzliwą kruszynkę. Parę razy jednak trzeba było postąpić drastyczniej i zabić, zadźgać na śmierć. Zabijanie w tak okrutny sposób na pewno nie należy do przyjemności, ale dobro Samanty było przecież najważniejsze. Kiedy tylko w jej głowie zapalała się ostrzegawcza lampka i włączał się sygnał alarmowy, natychmiast pojawiał się Nożownik i robił to, co według niego było konieczne.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Samanta przez wiele długich lat była zadowolona z poczucia bezpieczeństwa, jakie zapewniał jej Nożownik. Nie musiała się nikogo obawiać, nie odczuwała strachu przed każdym kolejnym dniem i każdą nowo poznaną osobą. On był dla niej podporą, wsparciem, filarem, na którym zawsze mogła się oprzeć. Wiedziała, że Nożownik zjawi się za każdym razem, kiedy będzie go potrzebować. Nie musiała się bać otaczającej rzeczywistości, z nim nie było takiej potrzeby. Przy pomocy swojej groźnej broni pozbywał się każdego, kto potencjalnie zagrażał jej życiu, każdego, kogo uznała za jednostkę dla siebie niebezpieczną. Dzięki niemu strach był odczuciem całkiem jej obcym.


Pewnego dnia robiąc zakupy w pobliskim sklepie zauważyła, że ludzie się od niej odsuwają i unikają jej spojrzenia. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Sprzedawczyni szybko wydała jej resztę i odeszła nie patrząc na nią ani nie żegnając się. Samanta poczuła się nieco zdezorientowana. Kiedy wyszła na ulicę, sytuacja powtórzyła się. Ludzie się od niej odsuwali, niektórzy przechodzili na drugą stronę ulicy. W pewnym momencie usłyszała nawet, jak ktoś ją obgaduje. Z potoku słów zrozumiała swoje imię i zestawione z nim określenia "dziwna" i "nienormalna". Kiedy się odwróciła, ujrzała dwie kobiece postacie, które patrzyły się na nią przez krótką chwilę, a następnie z pewną dozą niepewności skierowały swój wzrok na chodnik. Poszła szybko do domu nie wiedząc, o co im wszystkim chodzi. Następnego dnia sytuacja powtórzyła się. Napotkani ludzie unikali jej, nie zbliżali się i nie patrzyli jej w oczy. I tak, jak poprzedniego dnia, zdarzały się osoby, które przechodziły na jej widok na drugą stronę ulicy. Poczuła się jak wyrzutek społeczny.

Samanta była mocno zdziwiona niecodziennym postępowaniem napotkanych po drodze osób. Po przyjściu do domu zaczęła analizować i zastanawiać się, czemu oni wszyscy tak nietypowo się zachowują. Czy mają jej coś do zarzucenia? Czy coś im zrobiła? Hmmm... wygląda jednak na to, że zrobiła, a w zasadzie nie ona, tylko jej bezkompromisowy obrońca. Tak, to jego wina, to on wszystkich do niej zniechęcił i odstraszył. Był bezwzględny i nie przebierał w środkach. Ludzie zaczęli bać się Samanty właśnie ze względu na jej przyjaciela raniącego ostrym narzędziem. Perspektywa utraty krwi, a może nawet i życia, nikomu się nie podoba i nikogo nie zachęca do poznania Samanty i zawarcia z nią jakiejkolwiek znajomości, a tym bardziej do tworzenia z nią relacji. Właśnie dlatego ludzie jej unikają i nie chcą przebywać w jej towarzystwie. To przez niego, przez człowieka z nożem. Była zdziwiona, że odkryła ten fakt dopiero teraz. Zdała sobie sprawę, że nie ma nikogo bliskiego i nikogo nie obchodzi jej los. Zmarnowała tyle lat na dziwaczną przyjaźń z Nożownikiem, a mogła je wykorzystać poznając innych ludzi i budując więzi społeczne. Była zła na siebie, że bezpowrotnie straciła tak wiele cennego czasu. Wreszcie podjęła decyzję: przyjaciel z nożem musi odejść z jej życia. Definitywnie. W przeciwnym razie nadal będzie tracić czas, którego już nigdy nie odzyska.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Opracowała plan pozbycia się Nożownika i w końcu któregoś dnia zebrała się na odwagę i postanowiła przystąpić do jego realizacji. Musiała odebrać mu nóż, tylko w ten sposób będzie mieć nad nim kontrolę. Udała się do "swojego" sklepu i podeszła do sprzedawczyni. Zaczęła ją obrażać i czepiać się wszystkiego po kolei. Sprzedawczyni zareagowała agresją, wskutek czego Samanta poczuła się zagrożona. Jak zawsze w takich sytuacjach pojawił się Nożownik. Wyciągnął swój ostry długi nóż i podszedł z nim do agresorki. W tym momencie Samanta rzuciła się na niego chcąc wyrwać mu owo niebezpieczne narzędzie. Odepchnął ją na podłogę.

Obudziła się w obskurnym, zimnym i wilgotnym miejscu, chyba w jakiejś piwnicy. Strasznie bolała ją głowa. Zobaczyła drzwi i podeszła do nich. Próbowała je otworzyć, lecz na próżno. Zaczęła uderzać o nie rękami i nogami, ile sił. Po chwili zaczęła również krzyczeć najgłośniej, jak tylko potrafiła. Liczyła, że ktoś ją usłyszy i pomoże wydostać się z tego okropnego miejsca. Nic takiego jednak się nie stało.

Następnego dnia obudziła się w tej samej piwnicy i zobaczyła stojącego nad nią Nożownika. Wstała i zaczęła krzyczeć do niego:
- Wypuść mnie stąd, zostaw mnie w spokoju, nie potrzebuję cię, zmarnowałeś mi całe życie!
- Sama mnie zaprosiłaś. Nie zwykłem bywać tam, gdzie mnie nie chcą.- powiedział oschle.
- Jak to?- spytała zdziwiona.
- Wezwałaś mnie, poprosiłaś o pomoc, więc ci pomagam.
- To bzdura! Nie wzywałam cię i nic od ciebie nie chciałam!
- Przypomnij sobie.- po tych słowach zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Nie zostawiaj mnie tutaj!- Samanta spróbowała zatrzymać Nożownika zachodząc mu drogę, na co on uderzył ją pięścią w twarz. Upadła.

Kiedy leżała na brudnej piwnicznej podłodze, powróciły do niej kolorowe migawki wspomnień. Jej pokój z czasów dzieciństwa, ogródek, rodzina, wspólne obiadki - istna sielanka. Jednak w pewnym momencie na tym pięknym sielankowym obrazku pojawiła się rysa. Zaczęło dziać się coś złego. Kiedy spała, przychodził do niej kamieniarz. Nazwała go tak, ponieważ rzucał w nią kamieniami chcąc pozbawić życia. Uciekała, robiła uniki, chowała się, ale on nie odpuszczał. Przychodził każdej nocy i każdej nocy miał nowy zapas kamieni różnej wielkości. Coraz bardziej się go bała. Mówiła o swoim prześladowcy rodzicom, dziadkom, rodzeństwu oraz członkom dalszej rodziny w nadziei, że ktoś jej pomoże. Jednak każdy po kolei ją wyśmiewał mówiąc, że potwory ze snów nie istnieją. Nie miała wyjścia, musiała jakoś poradzić sobie sama. Pewnej nocy zabrała z kuchni ostry długi nóż i położyła obok swojego łóżka. Chciała mieć coś do obrony. Kiedy zasnęła, jak zwykle przyszedł kamieniarz i już na wstępie rzucił w nią ogromnym głazem. Zachowała refleks i zrobiła unik skacząc na podłogę. Następnie podniosła się, chwyciła nóż i trzymała go pewnie w dłoni, gdy morderca powoli zbliżał się do niej. Zdziwił ją fakt, że niczego ze sobą nie miał, żadnego kamienia. Coś tu nie grało, coś było nie tak. Morderca w końcu stanął przed Samantą i przyglądał się jej przez dłuższą chwilę w milczeniu. Nagle wyciągnął...pistolet. Tego się nie spodziewała, kompletnie ją zaskoczył. Upuściła nóż i z przerażeniem patrzyła na swojego prześladowcę. Myślała tylko o tym, że bardzo chce żyć. W chwili, gdy pistolet był już skierowany na nią, stało się coś dziwnego. Ktoś szybko podbiegł i wbił mordercy nóż prosto w serce. Nóż upuszczony chwilę temu przez Samantę. Obudziła się. Już wiedziała, że jej senny koszmar więcej się nie powtórzy. Wstała i zaczęła przeszukiwać swój pokój w poszukiwaniu noża, jednak nigdzie go nie znalazła. Domyśliła się, że ten nóż już do niej nie należy.

Powoli podniosła się z piwnicznej podłogi. A więc Nożownik miał rację, sama go zaprosiła. W tamtym krótkim momencie, kiedy stała przed mordercą i myślała o tym, że bardzo chce żyć, zaczęła tlić się w niej iskierka nadziei, że może jednak wydarzy się coś, co ją uratuje.

Przypomniała sobie, wszystko sobie przypomniała. Poczuła się podle, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Cóż za okropna pomyłka! Nożownik uratował jej życie, wiele razy jej pomagał, a ona teraz chce się go pozbyć jak śmiecia. Powinna być mu wdzięczna, a nie rzucać się i krzyczeć na niego. On jako jedyny poświęcił się i pomógł jej w ciężkiej chwili, podczas gdy cała reszta świata była obojętna na jej los. Jak mogła uznać go za wroga i knuć przeciwko niemu? To niewyobrażalny błąd!

Czekała na niego, wreszcie się pojawił. Przeprosiła. Nie była pewna, czy jej wybaczy. W jej oczach dostrzegł szczerość, wybaczył. Wyszli razem z piwnicy trzymając się za ręce. Był piękny ciepły dzień. Samanta domyśliła się, że ostry długi nóż już nigdy nie będzie należał do niej. 

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy