Sylwia

Wyjechała z domu na kilka lat. Nie potrafiła sprecyzować, na ile dokładnie. Zresztą dla niej nie było to aż tak istotne. Istotne było to, że wróciła. Nie wie tylko po co i do czego właściwie wróciła. Może to siła przyzwyczajenia. Może to tęsknota za czymś, co było, a już nie wróci. Nie zna konkretnego powodu. W każdym razie wróciła. I jest teraz tutaj. Jest w swoim domu, a właściwie na tym, co z niego zostało. Kiedy dotarła już na miejsce, zorientowała się, iż pod jej nieobecność dom spłonął doszczętnie. Ogień zabrał wszystkie dawne przeżycia, myśli i emocje. Teraz zostały jej wyłącznie wspomnienia po nich. Być może właśnie ona jest jedyną osobą na świecie, która zna historię tego niezwykłego miejsca. Historię tych fundamentów pośrodku lasu. Wprawdzie nie miała łatwego dzieciństwa na tych fundamentach, ale poradziła sobie dzięki pewnemu obszarowi w lesie położonemu niedaleko domu. Obiektywnie niedaleko, jednak na tyle daleko, aby nikt jej tam nie odnalazł. Kiedy miała ochotę zapomnieć o tym, jak jest jej ciężko, swoje pierwsze kroki kierowała właśnie tam- pod wielkie drzewo osłaniające ją swoimi liśćmi przed wszelkim złem tego świata. Tam zawsze czuła się dobrze i bezpiecznie. 

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Zbliżał się wieczór, ale ona zdawała się zupełnie nie dostrzegać początku końca dnia. Mimo dość późnej pory wciąż stała na resztkach swojego domu i usiłowała uratować w myślach swoje wspomnienia o nim. Tutaj się urodziła i wychowała. Podejrzewa nawet, że imię Sylwia nadano jej właśnie ze względu na położenie tego domu - w samym sercu dzikiego lasu. 


W końcu zrobiło się już bardzo późno i chłodno. W dodatku zaczął doskwierać jej głód. Poczuła się dziwnie obco pomimo tego, że była przecież u siebie, na swoim terenie. Nie miała innego wyjścia, musiała udać się pod drzewo, które w dawnych latach było jej schronieniem. Trafiła doń bez problemu, wciąż znała drogę na pamięć. Rozpoznała je już z daleka, ciągle było piękne, wielkie i dostojne. Zapraszało ją do siebie jakby rozpoznając jej postać pośród dzikości lasu. Czując się ośmielona podeszła bliżej. To drzewo było najpiękniejszym drzewem, jakie kiedykolwiek widziała. Stanęła naprzeciwko niego i wyciągnęła ku niemu ręce. Drzewo jak na zawołanie zaczęło szumieć liśćmi. Ten szum był najcudowniejszą melodią, jaką kiedykolwiek w życiu słyszała. Zaczęła już rozumieć, czemu tak bardzo chciała wrócić do domu. Dla niego, właśnie dla niego. Dla tego jednego wyjątkowego drzewa, które urzekało ją swoim pięknem. 

Znów poczuła się bezpiecznie jak za dawnych lat. Zdjęła z ramienia torbę i odetchnęła swobodnie. Woń nieskażonego cywilizacją drzewa podziałała na nią kojąco. Położyła się pod nim i wsłuchiwała się w jego delikatny szum. To pomogło jej zasnąć. Następnego dnia obudziły ją ciepłe promienie słońca. Na jej twarz spadł delikatny w dotyku listek. Musiała podjąć trudną decyzję: zostać tutaj czy wrócić tam, dokąd uciekła na parę ładnych lat? Mogła wrócić, ale wiedziała, że nigdzie nie poczuje się tak dobrze jak pod swoim silnym drzewem. W końcu zadecydowała: zostaje. To właśnie tutaj jest jej miejsce. 

Mijały godziny, dni, tygodnie. Tygodnie zmieniły się w miesiące, a miesiące w lata. Czas upływał jej spokojnie, cieszyła się swoim własnym małym światem. Drzewo niezmiennie roztaczało nad nią swój ochronny parasol. Ich wspólny żywot upływał w symbiozie i harmonii. 

Pewnego dnia nadszedł dzień, który zmienił wszystko. Rankiem jak zawsze obudziły ją ciepłe promienie słońca. W południe jednak coś się zmieniło. Niebo nie było już tak jasne, słońce gdzieś się schowało. Zaczęła się niepokoić. "Co się dzieje?"- pomyślała. Jej strach wzmagał się z sekundy na sekundę. W końcu niebo zrobiło się całe czarne, zerwał się zimny wiatr. Przerażona weszła na drzewo i usiadła na gałęzi chcąc uchronić się przed nieznanym. Po chwili zaczął padać deszcz. Ona jednak nie zmokła chroniona przez liście. Deszcz zdawał się ustępować, Sylwia odetchnęła z ulgą i przytuliła się mocno do drzewa. Poczuła się znowu bezpieczna. Spojrzała w niebo i zaczęła szykować się już do zejścia na dół, gdy nagle wydarzyło się coś przerażającego- prosto w jej drzewo uderzył piorun przepoławiając je aż do korzeni. Wiedziała, że to jego koniec. Upadła na ziemię wraz z nim i leżała tak jeszcze przez chwilę nie mogąc powstrzymać łez. W końcu podniosła się i przyjrzała się dokładnie temu, co zostało z jej pięknego drzewa. Zrozumiała, że nie może już czuć się bezpiecznie w lesie. Bez swojego opiekuna jest narażona na wiele zagrożeń. Wzięła więc torbę na ramię, opuściła las i poszła, gdzie ją nogi poniosły. Pomyślała, że poszuka innych ludzi, że po tylu latach wreszcie z kimś porozmawia. Może nawet opowie o wspaniałym drzewie, które przez wiele lat było jej schronieniem.

Relewantna - wiersze, opowiadania, notatki

Wędrowała długo, wiele dni i wiele nocy. Przez cały ten czas nie spotkała ani jednego człowieka na swojej drodze. Błądziła po miastach i wsiach, metropoliach i osadach, nigdzie nie spotkała innych ludzi. Przebyła tysiące kilometrów, jednak nie spotkała absolutnie nikogo. "Czy świat jeszcze istnieje?"- pomyślała.

Po wielu wędrówkach straciła już nadzieję na spotkanie jakiegokolwiek człowieka na swej drodze. Doszła do wniosku, że musiało nastąpić jakieś przełomowe wydarzenie, które sprawiło, iż cała ludzkość wyginęła. Ona jedna przeżyła, ponieważ była chroniona. Próbowała znaleźć jakikolwiek ślad opisujący, co nagle stało się ze wszystkimi ludźmi. Nie znalazła. W końcu poddała się i pogodziła z faktem, iż jest jedynym przedstawicielem gatunku ludzkiego na całej planecie.

Pewnego ranka jak zwykle spacerowała pustymi alejami parkowymi. Wyszła z parku i zaczęła iść w stronę sadu, aby nazbierać owoców na śniadanie. Będąc mniej więcej w połowie drogi zauważyła nagle w bocznej uliczce bardzo szybko poruszającą się postać. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Stanęła przy uliczce i zaczęła przyglądać się tej istocie. Czy to człowiek? Nie, to chyba niemożliwe. Przecież ludzi już nie ma, szukała ich wszędzie. Jednakże ta istota wyglądała na istotę ludzką, wykazywała wszystkie jej cechy. Po krótkiej chwili wahania pobiegła za nią. Biegła tak dłuższą chwilę. Człowiek nie zwalniał, może jej nie zauważył. "Zaczekaj!"- krzyknęła do niego. Nie było żadnej reakcji z jego strony, krzyknęła więc drugi raz- to także nic nie dało. W końcu Sylwii udało się go dogonić.
- Dlaczego nie zareagowałeś, jak cię wołałam?- spytała.
- Skąd miałem wiedzieć, że to akurat do mnie?
- Jak to skąd? Przecież tu nikogo innego nie ma!
Nieznajomy spojrzał się na nią dziwnie. Nic nie odpowiedział na jej pytanie. Milczeli przez dłuższą chwilę, a ona miała wrażenie, że patrzy na nią jak na wariatkę. W końcu nieznajomy pobiegł dalej zostawiając Sylwię samą. "O co tu chodzi?"- przeszło jej przez głowę. Przez najbliższe miesiące po kilka razy dziennie odwiedzała tą samą uliczkę w nadziei, że ponownie spotka tego człowieka. Na próżno, już się tam nie pojawił.

Minęło parę lat. Sylwia przyzwyczaiła się już do wielkiego pustego świata. Uznała, że spotkany przypadkowo człowiek był wytworem jej wyobraźni. Po prostu chwilowa niedyspozycja umysłu i tyle. Jednak pewnego dnia zobaczyła pod jednym z pustych budynków staruszka. Początkowo stwierdziła, że to kolejna niedyspozycja umysłu i postanowiła zignorować obcego. Jednak jakaś dziwna myśl podpowiadała jej, że nie powinna tego robić. Po krótkiej chwili zastanowienia podjęła decyzję, że zaryzykuje i podejdzie.
- Dzień dobry.- przywitała się.
- Dzień dobry.
- Co tu robisz?
- Cieszę się dniem.- odpowiedział zaskoczony staruszek.
- W jaki sposób ocalałeś?
- Ocalałeś? Jak to?
- No tak to, przecież ludzkość już wyginęła.
- Nikt nie wyginął.
- Co masz na myśli? Co to znaczy, że nikt nie wyginął?
Staruszek spojrzał się na Sylwię i dziwnie uśmiechnął.
- Jesteś jedną z tych, którzy latami ukrywali się przed światem?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Widzisz, ludzie wciąż żyją, nadal tu są, tylko ty po latach izolacji nie potrafisz ich już dostrzec.- kontynuował.
- Co to wszystko ma znaczyć?!? Jak to żyją, jak to są?!? Gdzie?!?
- Wszędzie. W tej chwili za tobą idzie kobieta z psem, obok ciebie bawią się dzieci.
- Nie ma ich tutaj, jest pustka.
- Są, jednak przez to, że byłaś tak bardzo zamknięta w sobie, nie umiesz otworzyć się na tyle, by ponownie zacząć ich zauważać.
- To jakieś bzdury! Nie ma ich tu i już!
- Czyżby?
Przerażona Sylwia rozejrzała się dookoła. Tak, miała rację, nikogo tu nie było. Spojrzała się na staruszka.
- Nie ma ich tu!- krzyknęła stanowczo.
- Są. Dobrze wiesz, że mam rację.
- Nie ma!!- krzyknęła głośno.
- Są i właśnie w tej chwili ze zdziwieniem przyglądają się tobie i zastanawiają się, czemu rozmawiasz ze sobą i czemu tak krzyczysz.
Sylwia rozejrzała się po raz drugi. On miał rację, byli tutaj. Tutaj byli ludzie. Była kobieta z psem i były dzieci. Był też człowiek, którego spotkała parę lat wcześniej i kilku ludzi, których pamięta z dzieciństwa. Oni wszyscy tutaj byli i wszyscy przyglądali się jej z nieukrywanym zdziwieniem i pogardą. Wiedziała, że w ich głowach pojawiła się tylko jedna myśl: "wariatka". Jedno z dzieci wskazało na nią palcem i zaczęło głośno się śmiać. Reszta dzieci wzięła z niego przykład. Pozostali ludzie stali i przyglądali się jej w milczeniu. "Wariatka"- powiedziała jedna z kobiet do drugiej. "Takich to powinni zamykać, a nie tylko szlajają się po mieście i normalnych ludzi straszą"- odpowiedziała jej ta druga. Zszokowana i przerażona Sylwia patrzyła na wrogie twarze tych, których latami starała się odnaleźć. Nie chciała już ich znać, nie wytrzymała. Myślała tylko o tym, żeby od nich uciec. Jak najdalej. Pobiegła najszybciej jak umiała w stronę lasu. Kiedy była już na miejscu, zdjęła torbę, usiadła na ziemi i odetchnęła z ulgą. Tak, tylko w tym lesie może czuć się dobrze, tylko w tym lesie nie ma ludzi. Wiedziała, że zostanie w nim już do końca. 

Komentarze

Kopiowanie treści jest zabronione.
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Popularne wpisy